[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest bez szans.
- To po jaką cholerę szuka pan u mnie pomocy?... Myślę, że on ma dużo szans. Ale
nawet gdyby ich nie miał, też bym wam nie pomógł! Przyjechałem tu zarobić ciężką forsę, a
on mnie wpuścił, więc jestem mu winien wdzięczność. Nie będę gryzł ręki, która się do mnie
wyciągnęła!
- To pańskie ostatnie słowo? Tak.
Murzyn uczynił z oczu dwie wąskie szparki, świdrując Francuza.
- Lerocque - powiedział z namysłem - pan już zbyt dużo wie, abym mógł pana puścić
żywym. Ale nie zabiję pana od razu, mam czas. Być może pańscy koledzy wykażą więcej
rozsądku i pod ich wpływem zmieni pan zdanie. Póki się tu nie zjawią, niech pan przemyśli
wszystko, dam panu najlepszą z cel. Gdyby miał pan jakieś specjalne życzenia...
- Mam - stwierdził Lerocque.
- Co to takiego?
- %7łebym nie zachorował od talerza i od kutasa. Myślę o zdrowym żarciu i zdrowej
nastolatce, która lubi się pieprzyć na okrągło.
Wieczorem strażnik wepchnął mu do celi specjalne życzenie numer dwa.
W obozowisku samochodowym doktor Morgan rozpoczął badanie, opatrywanie i
leczenie zakładników (stan niektórych pozostawiał wiele do życzenia), zaś Nortolt urządził
rozprawę. Downbridge (któremu poczęło zależeć na pięćdziesięciu tysiącach, jakie pożyczył
Chrisowi ), choć przedtem gardłował za czapą , raptem zmienił zdanie, rozumiejąc, że dług
można ściągnąć tylko od żywego dłużnika. Napotkał wszakże taki mur zawziętości u
podwładnych, że chcąc nie chcąc wszedł w skład sądu.
- Staniecie przed doraznym sądem wojskowym, który będzie was sądził za terroryzm
wobec kolegów, za grożenie bronią kadrze oficerskiej i za odmowę wykonania rozkazu w
trakcie walk! - oznajmił Krzysztofeczce i Farloonowi Szeryf .
- yle zagram oskarżonego, panie kapitanie - bąknął Farloon. - Grywałem kiedyś w
teatrze amatorskim, lecz w komediach żaden reżyser nie chciał mnie obsadzić, podobno nie
nadaję się do fars...
- To nie będzie komedia, Farloon - zareplikował Nortolt. - To będzie poważny, zgodny
z prawem wojennym, uczciwy i sprawiedliwy proces. Możecie się bronić. Będziecie też mieli
obrońcę. Niewielu było kandydatów do tej funkcji. Właściwie był tylko jeden chętny, profesor
Casablanca . Jako oskarżyciel wystąpi sierżant Joe Clayton. Skład sądu: porucznik
Downbridge, sierżant Jim Clayton, Rolls Royce . Haltrey i przewodniczący, czyli ja. Skład
plutonu egzekucyjnego: Shelm, Leenock, Gurt, Frost i Murrody. Protokolantem będzie doktor.
Możemy zaczynać, na miejsca, panowie, i szybciej do cholery, bo zaraz obiad!
Salą sądową był największy z namiotów; miał podwinięte boczne ściany, więc dawał
cień, a nie dusił. Na rozkaz przewodniczącego jako pierwszy zabrał głos oskarżyciel:
- No... to jest tak: wszyscy wiedzą, jak było! Najpierw chcieli do nas strzelać i pogonili
nas z tej wiochy! Chcieli rąbnąć dowódcę, a jak żołnierz chce rąbnąć swego dowódcę, to co to
jest, kurwa? To jest burdel, a nie wojsko, za takie numery strzela się w łeb i nie potrzeba
żadnego sądu, żeby gnojom wykopać dół! Cały ten sąd można potłuc o kant dupy...
- Sierżancie Clayton! - przywołał oskarżyciela do porządku Nortolt.
- Tak jest! - trzasnął obcasami Joe Clayton. - No to tyle... Aaa, zaraz! Jak żołnierz nie
wykonuje rozkazu swojego dowódcy, to co to jest? Mieli rozkaz kropnąć czarnuchów! I co? I
nic! Czy to jest, do kurwy nędzy, w porządku!? To jest, normalnie, bunt!... To ja skończyłem.
- Jeszcze jedno - odezwał się Szeryf . - Jakiej kary dla oskarżonych żąda prokurator?
- Jak to jakiej? - zdziwił się blizniak. - W łeb, do piachu i po wszystkim!
- Dziękuję oskarżeniu - rzekł Nortolt i zwrócił się ku Wojtkowi i Clintowi: - Czy
przyznajecie się do zarzucanych wam czynów?
Nie doczekawszy się odpowiedzi, zapytał:
- Czy macie coś na swoją obronę?
A gdy znowu się nie doczekał, dał szansę Lorningowi:
- Czy obrona chce coś...
- Chce! - krzyknął Lorning.
- No to jazda, udzielam wam głosu.
Profesor stanął przed rozkładanymi krzesełkami, na których siedzieli sędziowie. Miał
swoje okulary i swój kapelusz i wyglądał jak Chaplin, któremu ktoś podmienił melonik. Rzekł
twardo: - Obrona chce najpierw zakwestionować uchybienia proceduralne, których
niezgodność z prawem i jaskrawość czynią, że rozprawa ma charakter nielegalny, a więc nie
powinna się odbywać! W składzie wysokiego sądu znalazł się brat oskarżyciela, co jest rzeczą
niedopuszczalną, i to brat blizniak, co jest niedopuszczalne w dwójnasób...
- Nonsens! - przerwał mu Szeryf . - Powszechnie znane cechy charakteru sierżanta
Jima Claytona, jego uczciwość, szlachetność i morale najwyższej próby, które zyskało mu
ogólny szacunek, są gwarancją jego bezstronności w tym procesie!
- Ponadto - kontynuował Casablanca - wysoki sąd składa się z oficerów, którym
oskarżeni grozili bronią, a więc z poszkodowanych, co jest sprzeczne z prawem, ofiara nie
może sądzić winnego...
- Profesorze Lorning! - uniósł się kapitan. - Czy pan kwestionuje bezstronność moją i
moich kolegów!? Jeśli tak, to potraktuję to jako obrazę trybunału, pan sobie za dużo pozwala!
- Nikogo nie chciałem obrazić - rzekł profesor - zgłaszam jedynie sprzeciw...
- Sprzeciw zostaje odrzucony! Czy ma pan coś jeszcze do powiedzenia?
Lorning wyczyścił nos brudną chustką i odparł:
- Mam... Chcę dowieść w moim przemówieniu...
- Niech pan dowodzi, czego pan chce, byle szybko! Oskarżyciel nie musiał niczego
dowodzić, na własne oczy widzieliśmy i na własnej skórze odczuliśmy komplet dowodów! -
zagrzmiał Nortolt. - Nie wiem, czy był gdzieś drugi proces, w którym sytuacja byłaby tak
jasna!
- Procesy oparte na dowodach skazały tyluż niewinnych, co procesy oparte na
poszlakach - skomentował to Lorning.
- Pan jest tu historykiem, czy obrońcą!?
- Obrońcą.
- No to rób pan, co do pana należy. Jazda!
Lorning wziął głęboki oddech.
- Wysoki sądzie... Pragnę rozpocząć od przypomnienia tego oczywistego faktu, że
człowiek, czy chce, czy nie chce, uczy się od chwili narodzin aż do śmierci. Uczy się między
innymi praw, obowiązków i zakazów, co można, co trzeba, a czego nie wolno. Powiadam:
chce, czy nie chce, bo przynależność do określonego narodu lub do określonej cywilizacji
wymusza na osobniku przyjęcie takich, a nie innych norm. Przykładowo katechizmy,
podręczniki, kodeksy, czy jak je zwał, judajskie, wszystkie owe talmudy, miszny, tory i inne
święte księgi %7łydów, czego uczą? Nienawiści i pogardy do innych , do obcych , do
myślących inaczej i pochodzących z innego szczepu, a więc propagują bezwzględność, brak
skrupułów, rasizm, nietolerancję i zbrodnię. Lecz to, co dla nas jest zatrutym zródłem nauk,
dla nich jest normą bogobojną - oto względność praw w obrębie tego samego gatunku, bo
wszyscy jesteśmy ludzmi. Lecz różnimy się światopoglądem. Czyż jest dla ludzi naszego
światopoglądu do przyjęcia fakt, że Miszna zezwala kopulować już trzyletnie dziewczynki
tylko dlatego, że Tora zapomniała określić wiek, od którego kobieta jest zdolna do stosunku,
więc ustalający prawa lubieżnicy zezwolili na piśmie praktykować ów sadyzm, bo czymże
innym było to, jak nie kaleczeniem maleńkich dziewczynek? Robiono to na masową skalę i z
wielką ochotą, a rabinowie, strażnicy żydowskich praw, przodowali w tym. Budzi to nasz
wstręt, prawda? U nich było apologetyzowane. Nasze prawa i nasze nauki wspierają się na
dwóch słupach, dwóch wielkich kolumnach, na dwóch książkach o nieprzemijającym pięknie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]