[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Podbiegła do niego, a on podniósł ją do góry, pocałował w czubek nosa i
postawił z powrotem na podłodze.
- A ja wziąłem jogurty dla siebie i Doreen. I byłem bardzo grzeczny,
prawda?
- Oczywiście, Danny. Oboje zachowywaliście się wspaniale.
Ethan spoglądał na ich z niedowierzaniem. Wziął do ręki kilka toreb z
zakupami.
- Może ci pomóc? - zaproponowała Alice.
- Nie, dzięki - odparł najzupełniej obojętnym tonem.
Otworzył ramieniem drzwi, wpuszczając do środka podmuch mroznego
S
R
powietrza.
Lacey wręczyła dzieciom po jednej lekkiej torbie, a sama wzięła
pozostałe. Alice nie zaproponowała jej swojej pomocy.
- %7łałuję, że nie wiedziałam o tym, że Ethan poszukuje niani - westchnęła,
spoglądając za nim przez szerokie okno sklepu.
Mogła powiedzieć Alice, że za dwa tygodnie ta posada będzie do
wzięcia, ale nie wiedzieć czemu język jakby przyrósł jej do podniebienia.
Wyszła ze sklepu i zaniosła resztę zakupów do auta.
- Gdzie mogę kupić coś do ubrania? - spytała, kiedy wszystkie torby
zostały już ułożone.
- Spróbuj tam. - Wskazał ręką sklep po przeciwnej stronie ulicy. Nie
wiedzieć czemu zaczerwienił się i zaczął wykazywać nienaturalne
zainteresowanie stanem opon swojego samochodu.
- Mogę zostawić z tobą dzieci?
Skinął głową, choć minę miał niepewną.
Weszła do niewielkiego sklepu, w którym można było dostać
najniezbędniejsze rzeczy do ubrania. Mieli nawet zmywacz do paznokci. Lacey
wybrała wszystko, czego potrzebowała, dorzucając na koniec dwie pary
płóciennych spodni i kraciaste koszule dla blizniaków. Przy kasie wyjęła
amerykańskie dolary, ale kiedy zobaczyła przerażoną minę sprzedawcy, który
zabrał się do przeliczania pieniędzy, wręczyła mu kartę kredytową. Przyjął ją z
wdzięcznością.
Kiedy wróciła do samochodu, zastała Ethana stojącego obok drzwiczek
ze złożonymi na piersiach ramionami i kapeluszem zsuniętym na czoło.
- Biją się o to, kto zje czerwony jogurt, a kto niebieski - wyjaśnił
grobowym, głosem.
W takich chwilach jak ta miała ochotę objąć go i pogładzić po głowie.
S
R
Wzruszała ją bezradność tego wielkiego mężczyzny, który w żaden sposób nie
potrafił zapanować nad dwójką małych brzdąców.
- Ethan - powiedziała lekko zirytowana - potrzebujesz przeszkolenia w
zakresie opieki nad dziećmi.
Mógłby jej odpowiedzieć, że tak naprawdę potrzebuje prawdziwej niani,
dłuższej doby albo dwóch biletów do Rotanbonga. Zamiast tego uśmiechnął
się, przez co zrobił się o dziesięć lat młodszy i jeszcze bardziej przystojny.
- Mam to, czego potrzebuję. - Wskazał ręką kieszonkę na piersiach.
Spojrzała zaciekawiona.
Wyjął niewielkie pudełko. Zatyczki do uszów.
Potrząsnęła głową, roześmiała się i weszła do samochodu. Powiedziała
dzieciom, że mogą zjeść po połowie jogurtu z każdego pudełka.
Ethan wsiadł za nią, otworzył pudełko z zatyczkami, dopiero po chwili
zdając sobie sprawę, że w samochodzie panuje cisza.
- Jak tego dokonałaś?
- Drogą negocjacji - odparła. - To moja specjalność.
- Wujku, myślisz, że jogurt to zdrowe jedzenie? - spytał Danny.
- Jasne, prawie tak zdrowe jak fasola.
Buzia Danny'ego rozpromieniła się.
- A bekon? - chciała wiedzieć Doreen.
- Trochę mnie ten bekon zaniepokoił - wyznała po cichu Lacey. - Tyle
tłuszczu. I te chemikalia.
- Chemikalia - powtórzył. - Nie interesuje mnie, co myślisz o
wieprzowinie - zdecydował. - Jak wiesz, nie prowadzę hodowli tuczników.
- Ta dziewczyna w sklepie wyglądała na mocno tobą zainteresowaną -
wspomniała od niechcenia Lacey.
- Naprawdę?
S
R
- Powiedziała, że z chęcią przyjęłaby posadę niani.
- Chyba nie powiedziałaś jej, że takiej szukam? - Spojrzał na nią
podejrzliwie.
- A gdyby nawet?
- Nie potrzebuję kolejnego dziecka na stanowisko niani.
Lacey była zadowolona, że zainteresowanie dziewczyny nie zrobiło na
Ethanie najmniejszego wrażenia.
- Co miała na myśli, pytając o ujeżdżanie byków?
Zawahał się.
- Kiedyś to robiłem. Dawno temu. Zdziwiłem się, że Alice o tym wie. To
małe miasto, więc może usłyszała od kogoś o moich sportowych wyczynach.
- Ujeżdżałeś wyczynowo byki?
- Przez krótki czas.
- Byłeś na Calgary Stampede?
- Raz.
- Kiedy byłam mała, zawsze chciałam przyjechać na rodeo.
- Dlaczego?
- Sama nie wiem. Po prostu miałam w życiu taki okres. A ty, dlaczego
ujeżdżałeś byki?
- Jako chłopiec miałem w życiu taki okres - powiedział tonem, który nie
zachęcał do dalszej rozmowy na ten temat.
Zdała sobie sprawę, że przez chwilę normalnie rozmawiali, choć
najwyrazniej Ethan miał tej rozmowy dosyć. Dlatego zdziwiła się, gdy po
kilkunastu minutach podjął temat.
- Więc nigdy nie byłaś na rodeo?
- Widziałam je tylko w telewizji.
- Co ci się w nim podobało?
S
R
Opięte dżinsy, które mieli na sobie kowboje.
- To było bardzo podniecające - powiedziała. - Nigdy w życiu nie
widziałam czegoś równie nieprzewidywalnego.
Zdecydowała, że nie powie mu, jak romantyczni wydawali się jej
mężczyzni, dosiadający rozwścieczonych byków i dzikich koni. Doskonale
rozumiała, dlaczego Alice patrzyła na Ethana w taki sposób.
Zrozumiała również coś jeszcze.
Instynkt, który zmusił ją wczoraj do zrobienia czegoś nie-
przewidywalnego nie był tak nowy, jak początkowo sądziła. Drzemał w niej od
dawna.
Doreen zaczęła krzyczeć na Danny'ego.
Ethan włożył do uszu zatyczki.
Nie powinien był jej rozśmieszać, pomyślał, rozpakowując zakupy. Miała
wspaniały głos, ale to jej twarz zrobiła na nim największe wrażenie, Kiedy się
śmiała, promieniowała takim blaskiem, że wszelkie troski znikały bez śladu.
Patrzył, jak układa w kredensie zakupy i poczuł, że zaczyna odczuwać
coś jeszcze.
Szacunek. Zasługiwała na szacunek. Zajmowała się blizniakami jak
prawdziwa niania i blizniaki za nią przepadały.
Nie docenił jej. Nie była próżną, bezmyślną ślicznotką, jak początkowo
sądził.
Kiedy zobaczył, że wypakowuje pudełko czekoladowych lodów, odczuł
irytację podobnie jak wówczas, gdy niecierpliwym gestem wyłączył w
samochodzie radio. Wiedział, jak kończy się ta idiotyczna piosenka.
Jak chce, może sobie być inteligentna i pracowita. Lepiej jednak, żeby nie
rozbudzała w nim żadnych uczuć. Tak jak wtedy, gdy siedząc w samochodzie,
dotknęła jego ramienia i powiedziała, że sama da sobie radę z dziećmi. Przez
S
R
chwilę poczuł się... jakby nie był samotny. Dopiero teraz zdał sobie z tego
sprawę.
Westchnął. Jak można mówić o samotności, skoro ma Gumpy'ego? I
blizniaki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • myszkuj.opx.pl