[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ten sposób, oczywiście mówię o dawnych czasach, \e na lipową deskę nakładano
warstewkę specjalnie przygotowanego podkładu. Najczęściej sproszkowanej kredy
rozrobionej z klejem kazeinowym, choć czasami u\ywano te\ bardziej szlachetnych
substancji. Podkład szlifowano, \eby był doskonale gładki. Zaznaczano ramkę, często
przestawienia świętych były lekko zagłębione. Tło pokrywano listkami złota lub cienką
warstewką złotej farby. Następnie malowano postać.
- Listkami złota? - zdziwiła się Zosia.
- Tak. Złoto jest metalem bardzo rozciągliwym i mo\na z niego przy odrobinie wprawy
wyciągnąć druty grubości pajęczyny lub rozwałkować je na folię tak cienką, \e staje się
przezroczysta.
- U\ywano jej do obserwacji ruchu atomów w fizyce jądrowej - wtrącił Jacek. - Miała
grubość rzędu kilkunastu warstw atomów złota i była prawie przejrzysta.
- Słusznie. Czasami ikony zaopatrywano w koszulki z blachy, najczęściej srebrnej lub
mosię\nej. Blachę srebrzono lub złocono, dodawano i szlachetne kamienie.
- Ta blacha wygląda na dość grubą - zauwa\yła Zosia. - Mo\e więc przeznaczona była
na koszulki do ikon?
- Mo\liwe, ale sądzę, \e było inaczej. Gruzini i Ormianie stworzyli zupełnie inną,
własną szkołę malowania. Ich ikony powstawały w ten sposób, \e postaci świętych
malowano bezpośrednio na blasze mosię\nej, miedzianej lub srebrnej i potem pozłacanej.
W ten sposób tło pozostawało złote i nie wymagało długotrwałego i \mudnego naklejania
złotej folii. Na niektórych ikonach, tych bardziej luksusowych, złote tło było dodatkowo
tłoczone. Na zakończenie musicie pamiętać jeszcze jedno. Dla katolików ikony to tylko
święte obrazy. Dla prawosławnych i grekokatolików ikona jest świętością samą w sobie,
odbiciem nieba. Dlatego ikony nie posiadają światłocienia. Zwiatło bije z nich prostopadle
na widza. Są jakby oknami w rzeczywistości, przez które widać raj. Wyjątkiem są tylko
ikony z rejonów pogranicznych, gdzie mieszały się style i dochodziło do złamania
kanonów. No, teraz proponuję, \ebyśmy poszli dalej.
Kaplica częściowo się zwaliła, ale nawet stojąc w drzwiach spostrzegłem, \e
wspomniane przez manuskrypt hrabiego Alojzego przedmioty liturgiczne i wota zniknęły.
- Przypuszczam, \e mnisi prze\yli katastrofę - powiedziałem. - Klasztor został zasypany,
ale grube mury ochroniły ich przed śmiercią. Poderwali się spłoszeni od kolacji, pobiegli
do celi, pozabierali swoje rzeczy, zebrali rękopisy, księgi i przedmioty liturgiczne i
wykopali się z klasztoru na wolność.
Podszedłem ostro\nie. Obrus le\ał jeszcze na ziemi. W środku ołtarza ziała dziura.
- Co tu było? - zapytał Jacek.
- Właściwie ka\dy kościół musi posiadać jakąś relikwię. Zazwyczaj umieszcza się ją w
ołtarzu - wyjaśniłem. - W Polsce jest ołtarz zawierający relikwie ponad stu dwudziestu
świętych, męczenników i błogosławionych. Tu mieli chyba tylko jedną. Zapewne
świętego Jakuba, patrona tego klasztoru. Tak czy inaczej nic tu po nas.
- Zrobię parę zdjęć - powiedział Jacek wyjmując z kieszeni idiot-kamerę Kodaka.
Sfotografował salę. Popatrzyłem w zadumie na popękane, osypujące się freski.
- Czy nie mo\na by poinformować władz, \eby to jakoś zabezpieczyły? - zapytała Zosia.
49
- Przecie\ jeszcze parę lat i nic z tego nie zostanie.
- Raczej trzeba tu kogoś przysłać, \eby to udokumentował - powiedziałem. - Władze
tureckie nie darzą szczególnym szacunkiem zabytków chrześcijańskiej przeszłości tego
kraju. W Kapadocji niszczeje około tysiąca opuszczonych klasztorów wykutych w tufie
wulkanicznym. Te freski wyglądają na dość pózne. Sądzę, \e pochodzą z XVI, no mo\e z
XVII wieku. Tamte są o tysiąc lat wcześniejsze. Jeśli nie mogą znalezć pieniędzy na ich
odnowienie, tym bardziej nie przejmą się losem tych.
Zajrzeliśmy jeszcze do kuchni. Była pusta, zapasy \ywności zabrano ze sobą, tylko w
kącie le\ała wielka kość. W korytarzu koło schodów Zosia pisnęła radośnie i pochyliła się.
Podniosła coś z podłogi.
- Co masz? - zaciekawił się jej brat.
- Broszkę. Nie to nie broszka. To chyba jakieś wotum.
Trzymała w dłoni sporą muszlę sercówki wykonaną z poczerniałego metalu.
Wyciągnąłem ją delikatnie z jej dłoni i potarłem o spodnie. Czarna śniedz ustąpiła
natychmiast.
- Srebro - powiedziałem.
- To wotum za szczęśliwe przepłyniecie morza - stwierdziła. - Albo za udane połowy. O,
tu są trzy dziurki. Dlaczego trzy?
- śeby mo\na było naszyć na kapelusz - wyjaśniłem.
- Wotum na kapeluszu? Uśmiechnąłem się z politowaniem.
- To nie jest wotum. To plakietka pielgrzyma. Siadłem na stołku i staranie powycierałem
muszlę. Zalśniła jak świe\o wypolerowana.
- Ile mo\e mieć lat? - zapytał Jacek.
- Sądzę, \e sześćset, mo\e mniej. Trzeba by ją pokazać archeologom. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • myszkuj.opx.pl