[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mieszkają w pobliżu?
Nie widać z tego miejsca ich nędznej osady. Znajduje się opodal, po
przeciwnej stronie tej skalnej góry. Osiedle zapadłe, odrażające po prostu
swym strasznym brudem. Nigdy nie podjeżdżam zbyt blisko do niego.
Nazywają je High Shale, ale w istocie niesłusznie, gdyż leży w kotlinie. Jest
bardzo niezdrowe. Już teraz widzi pani mgły i wyziewy, unoszące się nad
nim. Chatki są nędzne, a mieszkający w nich ludzie to zbieranina wyrzutków
o zbrodniczych instynktach. Niejaki pan Ashcott, zastępca Farringmore'ów i
dyrektor kopalni, ma wiele kłopotów, by utrzymać ich w karbach. Jesi często
bezradny, nie wie co począć. Słusznie ich nazywa stadem świń, pędzonych
kijami.
Biedni ludzie! westchnęła Julia.
Banda! rzuciła rozjuszona pani Fielding pijacka hołota. Nie
śmiałabym się do nich zbliżyć. Zdarzyło się raz, że obrzucili nasz wóz
odłamkami kamieni, gdy wjechaliśmy do High Shale. Niech pan skręci
rzuciła do Jacka. Przez gościniec! Tam również jest pięknie. Nasyci się
pani malowniczym widokiem.
Dziękuję zaśmiała się szczerze Julia. Jestem bardzo pani
wdzięczna za jej wielką uprzejmość.
Gdy po upływie godziny auto z powrotem zajechało do Little Shale, dzieci
grupkami podążały do szkoły. Tuż obok dworu Julia powiedziała:
Proszę się zatrzymać, w tym miejscu wysiądę. Przejdę już pieszo drogę
przez pagórek. Szkoda przecież trudu, aby dla tych kilku kroków wóz jeszcze
musiał zawracać.
Chciałam panią prosić, by zjadła z nami obiad przerwała jej pani
Fielding.
Serdecznie dziękuję, ale dziś już niestety nie mogę skorzystać. Może
innym razem. Muszę istotnie powrócić do domu. I kupię jeszcze keksów do
herbatki na plaży.
Pani Fielding wobec tego kazała przystanąć.
Nie chcę pani zmuszać odezwała się do niej ale cóż pani sądzi?
Czy będzie pani miło przebywać wraz ze mną? Albo czy musi pani jeszcze
sprawę gruntownie przemyśleć?
Julię zmieszało o nagłe pytanie. Zastanowiła się nieco, a po chwili
odrzekła:
Zostawmy sobie tydzień dla małej próby. Ten okres oczywiście, będzie
bezpłatny. W obrębie tego czasu może łatwiej się rozstrzygnie, co zrobić ze
sprawą.
Więc kiedyż pani przyjdzie? spytała pani Fielding.
Kiedy pani zechce.
Może już jutro?
Może być jutro, gdy pani to odpowiada.
A gdy tydzień przeminie i nie zrazimy się do siebie w tym krótkim
okresie, to czy przyrzeka mi pani, że zostanie na zawsze?
Tego nie przyrzekam zaśmiała się Julia. Dam pani również czas
do namysłu. Zobaczymy jeszcze zresztą, jak się rzecz ułoży.
Pani Fielding wyciągnęła rękę do Julii.
Do widzenia rzekła. Przy najbliższej okazji i ja się zapraszam na
herbatkę na plaży.
Będzie mi bardzo miło rzekła Julia.
* * *
Gusta i guściki odezwał się Green. Ale gdyby o mnie chodziło, nie
zgodziłbym się na to, by zająć jakieś miejsce na żołdzie pani Fielding.
Spojrzał na Julię, a powaga jego tonu pozwalała przypuszczać, że mówił
prawdę. Siedział zwrócony plecami do skały i palił papierosa. Poza, którą
przybrał, była pozą spoczynku, ale wyraz jego twarzy, niespokojny i napięty,
nie zdawał się przemawiać za spokojem wewnętrznym.
Czy naprawdę pani sądzi, że podoła tej rzeczy? spytał znienacka, gdy
Julia milczała.
Julia tak samo w tej chwili paliła. Leżała na piasku, rozkosznie wyciągnięta,
z upodobaniem oddana uczuciu bezsiły. Jakieś błogie rozleniwienie ogarnęło
wszechwładnie jej umysł i ciało.
Nie wiem w istocie odrzekła półsennie. Muszę się dopiero o
wszystkim przekonać.
Dokuczą pani pewnie, będą się znęcać. Zaśmiała się lekko.
Tego nie zrobią. Ufają mi, widać, i dali tego dowód, oferując mi posadę
bez żadnych poleceń. Nie uznaje pan tego?
Nie rzekł Green.
Spojrzała ku niemu. Twarz jej ożywił życzliwy uśmieszek.
Czemu pan zły? spytała po chwili. Coś panu dzisiaj popsuło
humor.
Popatrzył jej w twarz, nie wiedząc, co odrzec. Po chwili się zaśmiał. Tak,
jestem zły powiedział ochoczo.
Ciekawe dlaczego? Znowu się zaśmiał.
Ciekawa pani zatem, naprawdę ciekawa? To impertynencja zapewne, że
śmiem o to pytać. Ale grzecznie z pani strony, że pani udaje zainteresowanie.
Impertynencja, pan mówi? zaśmiała się Julia. Nie, panie Green, to
zaledwie naiwność.
Dziękuję uprzejmie, pani coraz grzeczniejsza. Naiwność dlatego, że to z
pani powodu od godziny się wściekam, czy tak, panno Julio? To naprawdę
wygląda cokolwiek głupawo.
Zaśmiała się głośno.
Nie, proszę pana, naiwność dlatego, że nie może pan zrozumieć, że dam
sobie radę.
Tak? zawołał jednak mam powód, by podtrzymać swój
lęk.
Pan nie ma powodu.
A więc dobrze zawołał. Nie mam powodu.
Pan jest zły, panie Green zaśmiała się żywo. Sprawiało jej radość,
że wprawia go w kłopot.
Green się zaciągnął, jego oczy bezwładnie spoczęły na morzu. Parę kroków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]