[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wałaby go, przytuliła czy w jakikolwiek inny sposób
spróbowałaby przyciągnąć jego uwagę. Ale nie Mag-
gie. Zachowywała się, jakby były jej obce typowe ko-
biece sztuczki. Szybko sobie wytłumaczył, że odgry-
wanie niewiniątka weszło jej w krew.
Maggie natychmiast zauważyła zmianę nastroju.
- Obawiasz się, że wieczorem znów narobię ci wstydu?
Spokojna głowa. Wytrzymam. Na popołu-
S
R
dnie zaplanowałam sobie wycieczkę dla poprawy hu-
moru. Pewnie już nigdy tu nie przyjadę.
Caleb rzucił jej nieufne spojrzenie zmrużonych oczu.
Nie potrafił rozstrzygnąć, czy naprawdę tak myśli, czy
tylko go prowokuje. Na wszelki wypadek przyjął tę
drugą wersję.
- Na pewno kogoś namówisz, żeby cię tu znowu zabrał.
Maggie miała ochotę odpłacić równie ciętą ripostą, ale
zmieniła zamiar. Uznała, że wyświadczył jej przysługę.
Im więcej przykrych uwag usłyszy, tym łatwiej wygna
go z serca. Sam wkładał jej do ręki tarczę ochronną. W
ramach przyjętej strategii obdarzyła go promiennym
uśmiechem.
- Chyba masz rację.
Caleb nie skomentował jej słów.
- Do zobaczenia wieczorem. Wychodzimy o siódmej -
rzucił na odchodnym.
Maggie odprowadziła go wzrokiem. Długo jeszcze sie-
działa bez ruchu na krześle, pogrążona w niewesołych
rozważaniach.
Po południu wyruszyła zgodnie z planem na zwiedza-
nie miasta. Jednak wbrew wcześniejszym postanowie-
niom zamiast podziwiać widoki z okna autobusu, usi-
łowała sobie wyobrazić, co by było, gdyby nie zaczęli
romansu od wojny. Na pewno spędziliby urocze, może
nawet romantyczne chwile, bez nieustannych utarczek,
ale koniec wyglądałby tak samo. Albo jeszcze gorzej.
Przynajmniej wiedziała, co ją czeka. Zastanawiała się,
jak jej
S
R
poprzedniczki przeżywały rozstanie. Cierpiały czy od
początku przewidywały, że zostaną porzucone jak zu-
żyte zabawki? Może miały grubszą skórę albo też po-
trafiły zachować uczuciowy dystans. Nie wątpiła, że to
najlepszy sposób na uniknięcie rozczarowań. Na razie
nie wiedziała tylko, jak go osiągnąć. Pod wpływem
nagłego impulsu wysiadła na następnym przystanku.
Ruszyła wprost do pobliskiego salonu piękności. Nie
dla niego, oczywiście, nie po to, by zrobić wrażenie.
Ot, ze zwykłej, kobiecej próżności.
Wieczorne przyjęcie przebiegało według tego samego
schematu co poprzednie. Ci sami ludzie, te same tema-
ty. Tylko postępowanie Caleba uległo zmianie. Cały
czas trzymał ją przy sobie, obejmował w talii, wciągał
w rozmowy, jednym słowem obwieszczał wszem wo-
bec, że do niego należy. Mag-gie upięła włosy w węzeł
na czubku głowy, włożyła prostą, czarną sukienkę z
golfem, za to z głębokim dekoltem z tyłu. Bez skrępo-
wania odsłoniła obsypane piegami plecy. Zawsze uwa-
żała, że ją szpecą, lecz gdy Caleb otaczał ją ramieniem,
czuła się piękna. W pewnym momencie wyprowadził ją
na taras i dalej, do obrośniętej krzewami altanki na
uboczu. Maggie z lubością wciągnęła w nozdrza kwiet-
ny aromat.
Co zamierzasz zrobić? - spytała niemalże bez tchu.
Coś, o czym marzyłem przez cały wieczór.
S
R
Widok twych nagich pleców rozpalił moje zmysły -
szepnął jej do ucha, muskając szyję gorącym odde-
chem, przesunął usta wzdłuż szyi, po policzkach, zanim
dotknął warg.
Przycisnął ją do siebie tak mocno, że poczuła, jak bar-
dzo jej pragnie. W jednej chwili wszelkie po-
stanowienia poszły w zapomnienie. Maggie przestała
myśleć, rozważać. Bez oporu otoczyła szyję Caleba
ramionami, zachłannie chłonęła słodycz upragnionych
ust. W tej chwili pozwoliłaby mu na wszystko. Silne,
gorące dłonie błądziły po całym ciele, wsuwały się pod
sukienkę, doprowadzając krew w żyłach do wrzenia.
Oddychała coraz szybciej, aż wreszcie jej ciałem
wstrząsnął dreszcz, potężny jak trzęsienie ziemi. Po raz
pierwszy mężczyzna samym dotykiem doprowadził ją
na szczyty rozkoszy. Nigdy nie przeżyła czegoś równie
pięknego, chociaż oddała dziewictwo jeszcze na stu-
diach swemu pierwszemu chłopakowi. Dopiero czyjeś
głosy w pobliżu sprowadziły ją z obłoków na ziemię.
Przeprosiła Caleba i umknęła do łazienki, niemal pew-
na, że każdy napotkany przechodzień wyczyta z jej
twarzy, co przed chwilą robiła.
Caleb odprowadził ją wzrokiem. Z mocno bijącym ser-
cem usiadł na najbliższej ławce. Cierpiał męki nieza-
spokojonej namiętności. Posunął się znacznie dalej, niż
zamierzał. Z początku chciał tylko pocałować Maggie.
Co w niego wstąpiło, że znów stracił głowę na widok
kawałka piegowatej skóry, jak wtedy w Londynie? Te-
raz też nie pozwoli, by go
S
R
omotała lub uciekła w najmniej odpowiednim mo-
mencie. Nie wątpił, że go pragnie. Najwyższa pora, by
wypełniła zobowiązanie. Wstał i ruszył na po-
szukiwania.
Wkrótce po powrocie na salę balową Maggie wpadła w
popłoch na widok zmierzającego zdecydowanym kro-
kiem w jej kierunku Caleba. Z trudem opanowała chęć
ucieczki. Caleb podszedł do niej, wziął za rękę i wy-
prowadził z przyjęcia. Nawet nie zamienił z nikim sło-
wa pożegnania. Nie dał jej czasu na ochłonięcie po nie-
zwykłych przeżyciach, zaprowadził wprost do hotelu.
Po wejściu do sypialni Maggie z przestrachem zerknęła
na olbrzymie łoże. Nie była jeszcze gotowa. Nim zdą-
żyła zebrać siły do obrony przed niebezpiecznym uro-
kiem Caleba, usłyszała, jak zamyka za sobą drzwi sy-
pialni. Nie wiedziała, gdzie podziać oczy. Caleb ruszył
wprost do łazienki.
Wezmę prysznic. Idziesz ze mną? - spytał z figlarnym
uśmieszkiem.
Nie, zaczekam - odrzekła pospiesznie. Zbyt pospiesz-
nie.
Wzruszył ramionami.
Maggie wyszła na balkon. Przemierzała go w tę i z po-
wrotem ze skrzyżowanymi na piersiach rękami. Nadal
płonęła po pieszczotach w ogrodzie, a przez głowę gna-
ły tabuny niespokojnych myśli. Brakowało jej do-
świadczenia, w niczym nie przypominała światowych
piękności, z jakimi zwykle Caleb miewał do czynienia.
Czy banalny rudzielec
S
R
ze skórą obsypaną piegami i poznaczoną bliznami po
upadkach z drzew sprosta jego wymaganiom? Nosiła i
inne ślady na ciele, o których pochodzeniu wolałaby
zapomnieć. Mimo że tęskniła za jego dotykiem, nie
była jeszcze gotowa na rozpoczęcie romansu. Szukała
w myślach sposobu, by odwlec decydujący moment.
Caleb wyszedł z łazienki. Stanął przed nią bez skrępo-
wania, prawie nagi, z mokrymi włosami. Jedynie nie-
przyzwoicie kusy ręcznik przysłaniał wąskie biodra.
Wzrok Maggie wbrew woli powędrował od szerokiej,
umięśnionej piersi, wzdłuż ciemniejszej linii włosów na
brzuchu w dół, ku parze wspaniałych, długich nóg. Ca-
leb wskazał ręką drzwi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • myszkuj.opx.pl