[ Pobierz całość w formacie PDF ]
beczce. Na niej właśnie jeden z tych typów zgwałcił mnie, czemu pozostali, wśród nich kilka
kobiet, przyglądali się rozbawieni. Czułem się potem obolały, a kołysanie beczki przyprawiło mnie
o zawrót głowy, ale to właśnie uradowało ich najbardziej.
Kiedy już znudziła im się zabawa ze mną, zwłaszcza że musieli wracać do pracy, związali mnie
ponownie i wsadzili do dużej beczki, pojemnika na wszelkie odpadki. Nogi nurzały mi się w stercie
przegniłych liści kapusty, obierzyn z marchwi, łupin cebuli i kurzego pierza, a w trakcie
przyrządzania następnego posiłku ów stos rósł nieustannie, dorzucano bowiem stale nowe odpadki.
Odór stawał się nie do wytrzymania, ale kiedy zacząłem się szamotać, tylko ich rozśmieszyłem.
Och, co za okropność! - jęknęła Różyczka. Ona miała więcej szczęścia: wszyscy, którzy jej dotykali
lub nawet wymierzali chłostę, w jakimś sensie zachwycali się nią. I kiedy myślała o tym, jak
strasznie potraktowano jej pięknego Aleksego, ogarniał ją lęk.
Naturalnie nie miałem pojęcia, że tak będzie już stale.
Kilka godzin pózniej, już po kolacji, przypomnieli sobie o mnie i ponownie zgwałcili. Tym razem
położyli mnie na dużym drewnianym stole i wychłostali zwyczajną drewnianą trzepaczką, uznali
bowiem, że ta skórzana, której użyli przedtem, jest dla mnie za dobra. Rozsunęli mi przy tym nogi i
przytrzymywali je w takiej pozycji, wyrażając jednocześnie ubolewanie, że nie wolno im
maltretować intymnych części mego ciała, gdyż naraziliby się na surową karę. Najwidoczniej
jednak nie mieli na myśli penisa, nie szczędzili mu bowiem mocnych klapsów ani brutalnego
tarmoszenia.
Byłem zrozpaczony, oszołomiony, trudno mi to teraz wyjaśnić. Było ich tak wielu i zachowywali
się tak brutalnie! I nie zwracali najmniejszej uwagi na moje próby obrony lub krzyki. Królowa
przynajmniej dostrzegała choćby najdrobniejsze zmiany w moim zachowaniu, szydziła, gdy
szamotałem się i jęczałem, ale czerpała z tego przyjemność. A ci nieokrzesani kucharze i ich
pomocnicy ciągnęli mnie za włosy, bili po pośladkach i chłostali mnie tak, jakby mieli do czynienia
z lalką pozbawioną w ogóle czucia.
Mówili: Jakie pulchne pośladki" albo: Spójrz na te krzepkie nogi" i różne inne określenia, jakbym
nie był żywym człowiekiem. Podszczypywali mnie, szturchali i dzgali do woli, a potem brali się do
gwałcenia. Brudzili mnie przy tym swoimi łapskami, a kiedy już mieli dosyć, polewali mnie z
jakiejś rurki przytwierdzonej do bukłaka z wodą. Nawet nie wiesz, jak bardzo się czułem
upokorzony takim myciem. Królowa szanowała moją prywatność przynajmniej w tych sprawach;
nie interesują jej nasze potrzeby fizjologiczne. A takie polewanie strumieniem zimnej wody, na
domiar złego w obecności gromady zezwierzęconych typów, wytrącało mnie zupełnie z
równowagi.
Kiedy umieścili mnie znowu na stosie śmieci, byłem jak odrętwiały. O świcie zaczął mi dokuczać
ból w rękach, fetor piętrzących się wokół mnie odpadków przyprawiał o mdłości. Potem wyciągnęli
mnie z beczki, znowu spętali w pozycji klęczącej i rzucili coś do jedzenia na talerzu. Ostatni raz
jadłem poprzedniego dnia rano, postanowiłem jednak nie sprawiać im przyjemności i nie posilać się
w sposób dyktowany przez nich; nie pozwolili mi bowiem posługiwać się przy jedzeniu rękami.
Niestety, moja odmowa nie zrobiła na nich żadnego wrażenia. Odmawiałem tak przez dwa dni, ale
trzeciego głód zwyciężył: rzuciłem się łapczywie na podaną mi papkę niczym zamorzony
szczeniak. Nadal nie zwracali na mnie uwagi. Po posiłku musiałem wrócić do beczki z odpadkami i
wisiałem nad nią, dopóki tamci znowu nie nabrali ochoty na zabawę ze mną.
Właściwie cały czas nie dawali mi spokoju. Ktokolwiek przechodził obok mnie, raczył mnie
siarczystym klapsem, przyszczypywał mi sutki albo trzepaczką rozsuwał szeroko nogi.
Zaznałem tam udręki ponad wszelką miarę, możesz mi wierzyć. A niebawem, wieczorem, stajenni
dostali wiadomość, że mogą przyjść i uczynić ze mną, co tylko im przyjdzie do głowy. Okazało się
więc, że muszę zadowolić również ich.
Byli lepiej ubrani od służby kuchennej, ale cuchnęli końmi. Kiedy się zjawili, od razu wyciągnęli
mnie z beczki, a jeden z nich wepchnął mi w tyłek długą zaokrągloną skórzaną rękojeść pejcza. W
ten sposób poderwał mnie do góry i zaprowadził do stajni. Tam położono mnie znowu na beczce i
gwałcono po kolei.
Wydawało się, że normalny człowiek nie zniesie takiego upokorzenia, ja jednak zniosłem i to. I tak
jak poprzednio w sypialni królowej mogłem cały dzień sycić wzrok widokiem moich dręczycieli,
bo przecież w przerwach między erupcjami swoich potrzeb nie poświęcali mi zbytniej uwagi.
Pewnego wieczoru, po dobrej kolacji suto zakrapianej alkoholem, postanowili urozmaicić igraszki
ze mną. Byłem przerażony. Zdążyłem już zapomnieć o poczuciu godności i kiedy ujrzałem, jak się
do mnie zbliżają, zacząłem jęczeć zza knebla. Miotałem się gorączkowo, unikając ich rąk.
Zabawa, którą obmyślili, okazała się w takim samym stopniu poniżająca, w jakim oni byli
odrażający. Powiedzieli, że muszą mnie jakoś ozdobić, zmienić mój wygląd, że jestem w ogóle zbyt
czysty i wytworny, jak na zwierzę przebywające w takiej norze. W kuchni unieruchomili mnie,
rozsuwając szeroko ręce i nogi, a potem dali upust własnej swawoli: zaczęli oblewać mnie jakimiś
miksturami sporządzonymi z miodu, jaj i rozmaitych syropów. Wkrótce byłem cały pokryty tymi
ohydnymi maziami. Potem pomazali mi pośladki, a mój opór tylko ich rozśmieszył. Pomazali mi
też penis i jądra, następnie twarz i włosy. A gdy skończyli, przynieśli kurze pióra i obsypali mnie
nimi.
Byłem śmiertelnie przestraszony, ale nie z powodu bólu, który nie był wcale tak duży; przerażała
mnie ich wulgarność i nikczemność. Nie mogłem znieść tak poniżającego oszpecania.
Nagle zjawił się w kuchni któryś z paziów, przywołany hałasem. Zlitował się nade mną, kazał mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]