• Index
  • Beaton M.C. Agatha Raisin 05 Agatha Raisin i śmiertelny ślub
  • Feehan Christine Dark 05 Dark Challenge
  • Le Guin Ursula Cykl Ziemiomorze 05 Opowieści z Ziemiomorza
  • Ian Morson [William Falconer Mystery 05] Falconer and the Great Beast (pdf)
  • Fred Saberhagen The Book of the Gods 05 Gods of Fire and Thunder
  • Harry Harrison Bill 05 On the Planet of Zombie Vampires (Jack C. Haldeman)
  • Auburnimp & Michael Barnette [Dragon & Fenyx 05] Darksky's Home (pdf)
  • 05.WoW War Of The Ancients Trilogy 01 The Well of Eternity (2004 03)
  • hume dav
  • Camillieri Andrea cierpliwosc pajaka
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • letscook2011.keep.pl
  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    - Przecież sama też mi powiedziałaś.
    - Ale on jest facetem!
    - Pewnie cię zaskoczę, ale faceci też czasem coś mówią poza  podaj piwo i  włączymy sobie
    pornola? - Eve skręciła za róg. Minęły kilka przecznic. Na szkole podstawowej widniał napis
     Zamknięte do odwołania . - Chyba nie prosiłaś mnie o radę, ale i tak ją dostaniesz. Pewnie myślisz,
    że już do tego dojrzałaś, ale daj sobie czas. Nie masz daty ważności.
    Claire roześmiała się mimo irytacji.
    - W tej chwili czuję się trochę przeterminowana.
    - Ach te hormony!
    - A ile ty miałaś lat?
    - Za mało. I mówię z doświadczenia, młoda. - Eve spoważniała. - %7łałuję, że nie zaczekałam na
    Michaela.
    Z jakiegoś powodu Claire była zaskoczona tym wyznaniem. Poczuła się niezręcznie.
    - Uhm... czy Brandon...? - Brandon był Opiekunem rodziny Eve, potwornym typem. Claire nie
    wyobrażała sobie nic gorszego niż pierwszy raz z kimś takim.
    - Nie. Nie to, że nie chciał, ale nie, nie Brandon.
    - A kto?
    - Sorry. Prywatna sprawa.
    Claire zamrugała. Eve niewiele spraw uważała za naprawdę prywatne.
    - Serio?
    - Serio. A morał? Skoro Shane twierdzi, że cię kocha, to kocha i kropka. Nie rzuca takich słów na wiatr.
    To nie jest facet, który będzie ci wciskał to, co chcesz usłyszeć. Masz wielkie szczęście i powinnaś o
    tym pamiętać.
    Claire naprawdę bardzo się starała, ale od czasu do czasu przed oczami stawała jej tamta scena.
    Moment, gdy spojrzał jej w twarz i wypowiedział te słowa, a ona dostrzegła w jego oczach
    niesamowite światło. Chciała ujrzeć je znów. I jeszcze raz, i jeszcze raz. A tymczasem zobaczyła, jak
    odchodzi.
    Było to bardzo romantyczne. Ale także frustrujące - nigdy wcześniej nie zaznała takiego uczucia. Teraz
    doszło do niego coś nowego: wątpliwości. A może to moja wina. Może powinnam była zrobić coś, dać
    mu jakiś znak.
    Eve łatwo rozszyfrowała minę Claire.
    - Wszystko będzie dobrze - zapewniła. - Daj mu trochę czasu. To drugi prawdziwy dżentelmen,
    którego poznałam w życiu. To nie znaczy, że nie ma ochoty cisnąć cię na łóżko i zabrać do rzeczy. Po
    prostu nie zamierza tego robić od razu. I musisz przyznać, że to dość podniecające.
    Claire przyznała.
    Pod wieczór Richard zadzwonił z informacją, że wypuszcza Michaela. Znów wyruszyli do ratusza.
    Barykady były już prawie usunięte. Radio i telewizja donosiły, że dzień minął spokojnie. Właściciele
    sklepów, a przynajmniej wszyscy oprócz wampirów, planowali otworzyć je następnego dnia rano.
    Szkoły także wznawiały zajęcia.
    Zycie toczyło się dalej. Oczekiwano, że burmistrz Morrell wygłosi przemówienie, chociaż nikt
    naprawdę nie zamierzał słuchać.
    - Sama także wypuszczają? - spytała Claire, gdy Eve parkowała samochód.
    - Richard niespecjalnie może trzymać kogokolwiek dłużej. Jakieś miejskie prawo. To chyba oznacza, że
    zapanuje porządek. W dodatku myślę, że Richard boi się, czy Sam nie zrobi sobie krzywdy, jeśli dłużej
    posiedzi w zamknięciu. Może myśli, że Sam doprowadzi go do Amelie. - Eve rozejrzała się po par-
    kingu. Stało tam kilka samochodów z przyciemnianymi szybami, ale, no cóż, zawsze tam stały. Reszta
    aut prawdopodobnie należała do ludzi. - Widzicie coś?
    - Co na przykład? Jakiś wielki napis treści  To pułapka ? - Shane otworzył drzwi, wysiadł i podał rękę
    Claire. Gdy już stanęła obok niego, nie puścił jej dłoni. - Nie sądzę jednak, żeby niektórzy nasi
    obywatele nie byli zdolni do wywieszenia czegoś podobnego. Ale nie, nie widzę nic niepokojącego.
    Gdy dotarli do więzienia, Michael właśnie wychodził z celi, więc wymienili uściski dłoni i przytulili się
    na powitanie. Pozostałe wampiry nie miały nikogo, kto mógłby im pomóc, więc były trochę
    zdezorientowane.
    Wszystkie, oprócz Sama.
    - Zaczekaj! - Michael szarpnął dziadka za ramię, by go zatrzymać. Claire znów uderzyło podobieństwo
    między nimi. To podobieństwo było im dane już na zawsze, skoro żaden nie miał się zestarzeć. - Nie
    możesz w pojedynkę rzucać się jej na ratunek. Nie wiesz nawet, gdzie jest. Jeśli pogalopujesz do niej
    na białym rumaku, możesz najwyżej dać się zabić.
    - Jeśli nic nie zrobię, ona może zginąć. A na to nie pozwolę, Michael. Jeśli Amelie umrze, nic nie
    będzie już miało sensu. - Sam strząsnął dłoń Michaela. - Nie proszę, byś pobiegł ze mną. Po prostu nie
    wchodz mi w drogę.
    - Dziadku...
    - Właśnie. Rób, co ci każę. - Sam zniknął, zanim Claire zdołała zrozumieć, co mówi. Wyglądał jak
    oddalający się wir trąby powietrznej.
    - No to tyle zostało z naszych nadziei, że dowiemy się, gdzie jej szukać - podsumował Shane. - Chyba
    że twój samochód porusza się z prędkością światła, Eve.
    Michael popatrzył za dziadkiem z mieszaniną gniewu, żalu i smutku. Potem uścisnął mocniej Eve i
    pocałował ją w czubek głowy.
    - Rodziny się nie wybiera, są gorsze niż moja...
    - Owszem - przytaknęła Eve. - Podsumujmy. Mój ojciec był tyranem i draniem...
    - Mój też - dodał Shane, unosząc dłoń. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • myszkuj.opx.pl
  • Wątki