[ Pobierz całość w formacie PDF ]
uznałam, że musisz być kupcem. Opowiesz coś? Ogromnie mnie tym uradujesz.
Im dłuższa historia, tym lepiej. Najpierw jednak zjedz zupę i pozwól, że usiądę. . .
Nie jestem prawdziwym bajarzem, dobrodziejko odparł z miłym uśmie-
chem ale mam dla ciebie historię.
Kiedy już zjadł zupę, a ona usiadła z robótką w ręku, zaczął opowiadać:
Na Morzu Najgłębszym, na Wyspie Mędrców, Roke, gdzie naucza się
wszelkiej magii, żyje dziewięciu mistrzów. . .
Dar z błogim uśmiechem zamknęła oczy, słuchając słów Jastrzębia.
Wymienił wszystkich Mistrzów: Sztuk i Ziół, Wzorów i Przywołań, Wiatrów
i Pieśni, Imion i Przemian.
Przemiany i przywołania to niebezpieczne sztuki. Przemianę bądz transfor-
mację może zdarzyło ci się oglądać, dobrodziejko. Nawet zwykły czarownik umie
tworzyć iluzje, zmieniać jedną rzecz w inną i przyjmować z pozoru obcą postać.
Widziałaś to?
Tylko o tym słyszałam szepnęła.
A czasami wiedzmy i czarownicy mówią, że potrafią przywołać zmarłych.
Może dziecko opłakiwane przez rodziców. W ciemności chaty wiedzmy słyszą
136
jego płacz bądz śmiech. . . .
Skinęła głową.
To też jedynie zaklęcia iluzji, złudzenia. Istnieją jednak prawdziwe prze-
miany i prawdziwe przywołania. Pomyśl, co za pokusa dla czarnoksiężnika. Cu-
downie jest latać na skrzydłach sokoła, dobrodziejko, i oglądać ziemię w dole
sokolimi oczami. A przywoływanie, nazywanie prawdziwym imieniem, to wielka
moc. Poznać prawdziwe imię znaczy zdobyć władzę. Wiesz o tym, dobrodziejko.
I sztuka przywołań sprowadza się właśnie do tego. Cudownie jest móc przywołać
obrazy i duchy dawno zmarłych, ujrzeć urodę Elfarran w sadach Solei, taką jaką
widział ją Morred, gdy świat był jeszcze młody. . .
Jastrząb zniżył głos, mówił cicho, z powagą.
Wracajmy do opowieści. Ponad czterdzieści lat temu na wyspie Ark, boga-
tej wyspie na Morzu Najgłębszym, na południowy wschód od Semel, urodził się
chłopiec, syn służącego w domostwie władcy Ark. Nie należał do biedoty, lecz ni-
kogo specjalnie nie obchodził. Jego rodzice zmarli młodo, toteż nikt nie zwracał
uwagi na chłopca, póki nie objawił swych zdolności. Był niesamowity. Miał moc.
Jednym słowem potrafił rozpalić bądz zgasić ogień, sprawić, że garnki i patelnie
fruwały w powietrzu. Umiał zamienić mysz w gołębia i nakazać jej fruwać po
wielkiej kuchni władcy Ark. A przerażony bądz rozgniewany, krzywdził innych.
Kucharza, który znęcał się nad nim, oblał wrzątkiem, odwracając kocioł.
Litości! szepnęła Dar. Odkąd rozpoczął opowieść, nawet nie sięgnęła po
igłę.
Był tylko dzieckiem, a czarnoksiężników władcy trudno nazwać mędrca-
mi, bo wobec chłopca brakło im mądrości i wyrozumiałości. Może się go bali.
Skrępowali mu ręce i zakneblowali usta, by nie mógł rzucać zaklęć. Zamknęli go
w piwnicy, w kamiennej celi. W końcu uznali, że został poskromiony. Wówczas
odesłali go do stajni wielkiego gospodarstwa, świetnie sobie bowiem radził ze
zwierzętami i uspokajał się w towarzystwie koni. Chłopak jednak pokłócił się ze
stajennym i zamienił biedaka w kupę gnoju. Czarnoksiężnicy zmienili ją z powro-
tem w stajennego, ponownie związali chłopca, zakneblowali i wsadzili na statek
płynący na Roke. Uznali, że może tamtejsi mistrzowie zdołają go poskromić.
Biedne dziecko westchnęła.
Istotnie, bo marynarze też się go bali i nie rozwiązywali całą drogę. Gdy
chłopak stanął przed Wielkim Domem na Roke, Odzwierny rozwiązał mu ręce
i uwolnił język. Dzieciak zaś od razu wywrócił długi stół w jadalni do góry noga-
mi, skwasił piwo, a ucznia, który próbował go powstrzymać, zamienił w świnię.
W osobach mistrzów spotkał jednak godnych przeciwników.
Nie ukarali go, lecz spętali jego nieujarzmioną moc zaklęciami i zaczęli prze-
konywać, by zaczął się uczyć. Wymagało to wiele czasu. Chłopak miał w sobie
buntowniczego ducha, nakazującego mu traktować każdą moc, jakiej nie posiadał,
każdą rzecz, której nie znał, jako grozbę, wyzwanie. Coś, z czym należy walczyć,
137
póki się tego nie pokona. Znałem wielu podobnych chłopców. Sam byłem jednym
z nich. Miałem jednak szczęście i wcześnie dostałem nauczkę.
W końcu chłopiec opanował swój gniew i zaczął władać mocą a moc miał
ogromną. Wszystko przychodziło mu bardzo łatwo, zbyt łatwo. Gardził więc ilu-
zjami, zaklinaniem pogody, a nawet uzdrawianiem, bo nie stanowiły dla niego
żadnego wyzwania. Nie krył się w nich lęk. Nie dostrzegł w nich niczego cieka-
wego. Gdy zatem Arcymag Nemmerle obdarzył go prawdziwym imieniem, chło-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]