[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sprawy związane ze szkołą i postępami uczniów,
ponownie odchrząknął i zapadła chwila ciszy. Mary
odebrała to jako sygnał; sygnał, że teraz przyszła kolej
na wyjaśnienie jej sprawy. Wstała więc i spoglądając
wprost na niego, powiedziała:
 Panie Isby, zanim pan przejdzie do kolejnych
spraw, chciałabym prosić o głos.
Zdawał się być zbity z tropu, a jego twarz przybrała
czerwonawy odcień.
 To wbrew regułom, panno Potter  wymamrotał
w końcu.
 Możliwe, ale to bardzo istotna kwestia.  Starała
się za wszelką cenę zachować spokój. Mówiła więc
wolno i wyraznie, donośnym głosem, który wypełniał
teraz całe pomieszczenie.  Może nie każdy o tym wie,
ale mam uprawnienia, aby nauczać prywatnie, także
poza szkołą.
Isby i wszyscy inni zgromadzeni w sali nie spusz-
czali z niej wzroku.
 Przez ostatni miesiąc uczyłam Joego Mackenziego
72 Linda Howard
w moim domu, pomagałam w nadrobieniu braków, bo
jak wszyscy wiedzą, zdecydował się w pewnym mo-
mencie rzucić szkołę.
 Jasne...  usłyszała czyjś sarkastyczny głos.
Oczy Mary zapłonęły oburzeniem.
 Kto to powiedział?  zapytała ostrym tonem.
 To była wyjątkowo niekulturalna uwaga  dodała,
jako że w klasie zapadła grobowa cisza.  Kiedy
przyszłam do tej szkoły, po jakimś czasie zorien-
towałam się, że jeden z uczniów nie pojawia się na
lekcjach. Przejrzałam jego oceny i zadziwiło mnie, że
tak dobry uczeń zrezygnował ze szkoły. Być może nikt
z państwa nie zainteresował się tą sprawą, ale Joe był
najlepszy w swojej klasie. Skontaktowałam się więc
z nim, przekonałam go, że to był wielki błąd, i wy-
tłumaczyłam, że dzięki lekcjom ze mną będzie mógł
nadrobić zaległości. W ciągu jednego miesiąca nie tylko
je nadrobił, ale przegonił klasę. Wiedziałam, że Joe
marzy mo lataniu. Udało mi się nawiązać kontakt
z senatorem Allardem, który zainteresował się sprawą
Joego. Zgodził się napisać mu list rekomendacyjny do
Akademii Wojskowej w Kolorado Springs. Joe Macken-
zie jest doskonałym przykładem dla naszej małej
społeczności, który dowodzi, że warto pomagać zdol-
nym młodym ludziom. I mam taką nadzieję, że wszys-
cy się do tej pomocy przyłączą.
Była usatysfakcjonowana, widząc na twarzach ze-
branych zdziwienie i swoisty zawód. Odetchnęła
z ulgą i usiadła. Z pewnością ciotka Ardith byłaby ze
Naznaczeni 73
mnie dumna, pomyślała. Rozejrzała się dokoła i kątem
oka dostrzegła na korytarzu cień wysokiego, barczys-
tego mężczyzny. Wolf stał ukryty za drzwiami i przy-
słuchiwał się debatom na sali. Serce zaczęło jej mocniej
bić, dawno go przecież nie widziała.
Pan Isby chrząknął i szepty w klasie ustały.
 To dobra wiadomość, panno Potter  zaczął
niezbyt chętnie  ale i tak uważamy, że nie jest pani
najlepszym przykładem dla naszych dzieci...
 Mów za siebie, Walton  odezwała się niespodzie-
wanie Francie Beecham.
Mary podniosła się z miejsca i zapytała:
 Nie bardzo wiem, co pan ma na myśli. W jakim
sensie nie daję młodzieży dobrego przykładu?
 To niezbyt udany pomysł z tymi codziennymi
odwiedzinami w pani domu do póznej nocy  wysapał
pan Hearst.
 Joe opuszcza mój dom zawsze o dziewiątej, po
trzech godzinach nauki. Myślę, że ma się to nijak do
sformułowania, którego pan użył. Jeśli się to państwu
nie podoba, z miłą chęcią będę przeprowadzać kolejne
lekcje na terenie szkoły.
Przez klasę przebiegł pomruk niezadowolenia. Pan
Isby, który z natury rzeczy był człowiekiem poczci-
wym i dobrodusznym, wyglądał na przerażonego.
Otarł chustką krople potu, które pojawiły się na jego
czole. Francie Beecham wyglądała na skrajnie wściekłą.
 To wyjątkowo trudna sytuacja  odezwała się
Cicely Karr.  Joe ma naprawdę niewielkie szanse, by
74 Linda Howard
dostać się do Akademii Wojskowej. Sama musi pani to
przyznać. A prawda na dzień dzisiejszy jest taka, że nie
podoba się nam, że spędza pani z tym chłopcem sam na
sam tyle czasu.
 A to niby dlaczego?  Mary z dumą uniosła brodę.
 Pani jest nowa w Ruth i być może nie rozumie
pani tej złożonej sytuacji. Obaj Mackenzie mają w mias-
teczku złą reputację i poza wszystkim niepokoimy się
o pani bezpieczeństwo. Nie wiadomo do czego jeszcze
może dojść, jeśli nie ustaną te kontakty.
 To jakaś wierutna bzdura  powiedziała Mary
z oburzeniem. Pomyślała o Wolfie, który stał za
drzwiami i przysłuchiwał się, jak biali ludzie czynili
wszystko, by zmieszać go z błotem; jego i jego syna.
 To Wolf Mackenzie pomógł mi, kiedy zepsuł mi
się samochód i utknęłam w śniegu. Uratował mnie, bo
inaczej pewnie zamarzłabym na śmierć. Był miły,
opiekuńczy i na dodatek odmówił zapłaty za naprawę.
Zaś Joe Mackenzie jest wybitnie uzdolnionym chłop-
cem i pilnie się uczy, choć cały czas ciężko pracuje na
ranczu. Nie jest łobuziakiem, nie pije i nie pali, jest
chłopcem godnym najwyższego szacunku. Obu pa-
nów Mackenziech uważam za swoich przyjaciół.
Mężczyzna stojący za drzwiami zacisnął dłonie
w pięści i zaklął pod nosem. Czy nie wiedziała, że takie
wyznanie może kosztować ją posadę? Nie mógł tam
wejść, bo w ten sposób tylko by jej zaszkodził. Znowu
usłyszał jej głos. Dlaczego nie mogła zamilknąć?
 Byłabym równie bardzo zaniepokojona, gdyby
Naznaczeni 75
jakieś inne dziecko rzuciło szkołę. Nie można pozwolić,
by już za młodu rujnowały sobie przyszłość. Zostałam
tu zatrudniona, żeby uczyć i zrobię wszystko, co
w mojej mocy, żeby sprostać tym oczekiwaniom. Czy
bylibyście państwo zadowoleni, gdybym zrezygnowa-
ła, jeśli chodziłoby o wasze dziecko?
 Nie odbiegajmy od tematu  zabrała głos Cicely
Karr.  To nie chodzi o jedno z naszych dzieci, ale
o Joego Mackenziego. On... on jest...
 Półkrwi Indianinem  dokończyła za nią Mary,
unosząc do góry brwi.
 Tak, właśnie, to jedna sprawa. A druga sprawa to
jego ojciec...
 A co ma być z jego ojcem?
Wolf zacisnął zęby. Jak miał powstrzymać tę kobie-
tę przed samozagładą?
 Chodzi pani o to, że był skazany?
 To chyba wystarczy, nie sądzi pani?
 Cicely, siadaj już i bądz cicho  nie wytrzymała
Francie Beecham.  Dziewczyna ma całkowitą rację i ja
się z nią zgadzam, a tobie nie zaszkodziłoby, żebyś
wreszcie zaczęła myśleć.
Na moment zapadła w klasie cisza, a potem cała sala
wybuchnęła śmiechem. Walton Isby, który próbował
się powstrzymywać od śmiechu, był niemal purpuro-
wy. Aż w końcu i on nie wytrzymał i wybuchnął nieco
histerycznym śmiechem.
Twarz Cicely Karr zrobiła się również czerwona jak
burak, ale z wściekłości.
76 Linda Howard
 Niech twoja noga więcej nie postanie na mojej
posesji!  ryknęła ze złością i porwała kapelusz należą-
cy do Eli Baugha, który siedział blisko niej i wciąż
jeszcze zanosił się od śmiechu, i poczęła go nim
okładać.
 Uspokójcie się  próbował uciszyć wszystkich
Harlon Keschel, choć sam był najwyrazniej rozbawio-
ny tym niecodziennym widokiem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • myszkuj.opx.pl