[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zajmijcie się wszystkim po mojej śmierci. Postarajcie się, by Lily nie musiała
wszystkiego robić sama.
 Wiesz, że możesz na nas liczyć  odrzekł Patrick drżącym głosem.
 Oczywiście. Co tylko chcesz  odparł Blake.  Czy bardzo cierpisz?
Ryan pokiwał głową.
 Tak. Biorę leki, i choć ból nie ustępuje, jakoś sobie radzę.
 W maju ma być zjazd rodzinny  przypomniał Blake.  Wszystko
odwołam. Choć tyle mogę dla ciebie zrobić.
Ryan dotknął ramienia Blake'a.
 Nie, zjazd się odbędzie.
 Jesteś tego pewien?  zapytał Patrick.
Ryan spojrzał na nich, na dwóch silnych mężczyzn, którzy sami niejedno
przeszli w życiu, którzy wiedzieli co to zmartwienia, ból i ostateczność.
Przyjaciele, kuzyni, bracia na śmierć i życie.
104
RS
 Nigdy nie byłem niczego bardziej pewien  odparł.  Ostatnio
wyrządzono nam tyle zła. Chcę, by tym razem zebrali się wszyscy, starzy i
młodzi, w pozytywnych okolicznościach. Rodzina Fortune'ów musi się
trzymać razem. Zjazd się odbędzie. Pomóżcie mi.
Patrick i Blake objęli Ryana.
 Dla ciebie wszystko  odrzekł Patrick.
 Cokolwiek zechcesz  dodał Blake.  Pomożemy ci. Obiecuję.
Czy można chcieć czegoś więcej?
105
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Może i wymagam od siebie zbyt wiele, pomyślała Natalie, spoglądając na
Vincenta, który właśnie wyszedł spod prysznica cały mokry i pachnący
mydłem. Zadrżała. Od kiedy to czuje mrowienie od zapachu mydła? Od kiedy
zachwycają widok mokrych włosów?
Stałe przebywanie z Vincentem wywierało na nią istotny wpływ. Lecz
czy jest kobieta, która nie reagowałaby na mężczyznę, który przysiągł ją
chronić przed złem i własnym popędem i wyglądał jak obietnica raju w łóżku?
Kobieta bez uczuć? Kobieta bez oznak życia? To jasne, że go pragnęła.
Lepiej to zaakceptować.
Niech tylko przestanie się zachowywać jak idiotka, pragnąca, by Vincent
znów ją pocałował.
Przykleiła do twarzy uśmiech i przeszła obok Vincenta. Uderzyło ją
ciepło jego ciała.
 Wszystko w porządku, Natalie?
Spojrzała mu w oczy. Przyglądał się jej bacznie. Wyglądał na
zdenerwowanego.
 Pewnie, że tak  odparła szeptem.  Tyle o ile  te słowa
wypowiedziała już normalnym głosem.
 Rozumiem  odparł Vincent. Jednak wcale nie wyglądał na
zadowolonego. Natalie zaczęła się zastanawiać, czy nadal żałuje, że ją
pocałował.
To straszne. Najpierw ją pocałował, a teraz z tym walczy. Poczuła
nieoczekiwany ból. Vincent ma rację. Nie mogliby być ze sobą. Musiała skupić
się na ważniejszych sprawach.
Vincent nie był jedną z tych spraw.
106
RS
Dzwonek do drzwi wyrwał ją z zadumy. Vincent poszedł otworzyć.
Doszło do tego, że nie mogła już nawet otwierać własnych drzwi.
 Czy zastałam Natalie?  Zapytał cichy, znajomy głos. Marjorie
Redmond, emerytowana nauczycielka i pierwsza poznana tu osoba, mieszkała
na dole. Marjorie nie straciła pieniędzy, ale martwiła się o sąsiadów jak o
własne dzieci. Zupełnie jak Natalie.
 Cześć, Nat! Zaplanowaliśmy małą imprezę. Mam za zadanie
przyprowadzić honorowego gościa  oznajmiła Marjorie z uśmiechem.
 Honorowego gościa?
 Ciebie, głuptasku!  Rzuciła przyjaciółka.  Spójrz na nią  zwróciła
się do Vincenta.  Niczego nie łapie.
 Nie łapie?  Natalie spojrzała na Vincenta.  Rozumiesz, co ona mówi?
 Raczej tak.
 Dlaczego ty rozumiesz, a ja nie?
Uśmiechnął się seksownie.
 Byłem raz wyrzucić śmieci. Spotkałem panią Felsmith, która coś tam
wspomniała o małym przyjęciu.
 A ty się tak po prostu zgodziłeś? Marjorie roześmiała się głośno.
 Pewnie, że się zgodził, ale dopiero po tym, jak pani Felsmith pokazała
mu, gdzie się odbędzie impreza i po udzieleniu wszystkim kilku wskazówek na
temat bezpieczeństwa.
 Vincent!
 Natalie  upomniała ją Marjorie.  Nikt nie miał nic przeciwko.
Wiemy, że byłaś świadkiem morderstwa i też zależy nam na twoim
bezpieczeństwie. Ten budynek chyba nigdy dotąd nie był tak dobrze
chroniony. Poza tym, skarbie  wyszeptała  facet jest zabójczy! Gdyby taki
mężczyzna paradował przede mną codziennie w ręczniku, byłabym
107
RS
przeszczęśliwa. Jest taki uroczy, taki umięśniony. Nikomu nie przeszkadza, że
robi wszystko, by cię chronić.
Oddech Natalie przyspieszył, gdy Marjorie wspomniała o paradującym
przed nią Vincencie. Spojrzała na nią z niepokojem.
 Pani Morgensen myśli, że jesteśmy parą.
Marjorie uniosła brew.
 I co z tego? Przynajmniej myśli o czymś miłym. Chyba ci to nie
przeszkadza?  dopytywała się Marjorie, tak aby Vincent ją usłyszał.
 Co jej nie przeszkadza?  Vincent uniósł brew. Natalie bezskutecznie
próbowała uciszyć Marjorie.
 To, że sąsiedzi myślą, jakoby jesteście parą. Dzięki temu nie muszą
myśleć o swoich problemach.
Natalie skrzyżowała ręce.
 Vincent, nie musisz w to wchodzić. Już i tak dużo dla mnie zrobiłeś.
 Nie ma sprawy  odparł cichym, zawadiackim tonem.  My znamy
prawdę. Zróbmy im przyjemność.
Marjorie się rozpromieniła.
 A zatem też wpadniesz?  zapytała Vincenta.
 I tak bym przyszedł.
 No tak. Zawsze jesteś przy niej?
 Bezustannie  odparł niskim, władczym głosem. Marjorie wyglądała
jakby miała zemdleć z zachwytu.
 Szczęściara z ciebie  rzuciła, ruszając ku schodom.  Widzimy się za
pięć minut!
 Bezustannie?
Vincent znowu się uśmiechnął.
108
RS
 Mam cię chronić dwadzieścia cztery godziny na dobę. Mówię im to, co
chcą usłyszeć.
Stłumiła śmiech.
 Jak zaczną sobie wyobrażać, co bezustannie robimy, to dostaną
palpitacji serca  choć sama prawie dostawała palpitacji na myśl o ciele
Vincenta przytulonym do niej przez cały dzień.
 Oni cię kochają. Przynajmniej myślą o czymś miłym.
 To chyba nie leży w zakresie twoich obowiązków  rzekła miękko. 
Dziękuję, że o nich dbasz i masz ochotę odegrać tę komedię.
Potrząsnął głową.
 Udawanie, że mi się podobasz to nic trudnego. Najtrudniej jest mi
utrzymać ręce z dala od ciebie.
Mówiąc to, złapał ją za rękę i zaprowadził na imprezę.
 To dla ciebie, skarbie  powiedziała staruszka, wręczając Natalie
niewielkie zawiniątko.  Jesteśmy ci bardzo wdzięczni.
 Dziękuję.  Natalie powstrzymała łzy.
Vincent wytarł jej oczy.
 Dobrze o nią dbasz  zauważyła staruszka.
 Jej życie jest najważniejsze. Nikt jej nie dostanie.
 Oprócz ciebie  powiedziała z uśmiechem kobieta. Natalie wciągnęła
powietrze, ale nic nie odrzekła.
Tymczasem podeszła do nich pani Morgensen.
 Mały drobiazg  rzekła, wciskając Natalie niewielką książkę w
skórzanej okładce.
 Nie mogę tego przyjąć. To przecież pamiątka po pani mężu.
 Dał mi ją z miłości. Teraz ja daję ją tobie. Bernard nie miałby nic
przeciwko. Kochamy cię za to, co dla nas robisz.
109
RS
Natalie uświadomiła sobie, że nikt nie wierzy, że jest im w stanie pomóc.
Są wdzięczni, że w ogóle zadaje sobie ten trud. Choć stracili wszystkie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • myszkuj.opx.pl