[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Lucan rzucił jej jeszcze jedno pytające spojrzenie spod przymrużonych powiek, po
czym obydwaj z Johnem zniknęli w holu. Lexie uświadomiła sobie, że najwyrazniej nie
udało jej się ukryć paniki na wzmiankę o tym, że Cathy mogłaby tu przyjść.
- Dlaczego nie miałaś ochoty poznać Cathy Barton? - zapytał Lucan, gdy znów do-
łączył do Lexie w kuchni po wyjściu Johna.
- Słucham? - Niewinnie uniosła brwi i odwróciła się od okna, przez które znów pa-
trzyła na padający śnieg.
Zdaniem Lucana jej niewinność była nieco zbyt ostentacyjna.
- Wydawało mi się wcześniej, że zdenerwowała cię myśl o tym, że Cathy Barton
miałaby tu przyjść.
R
L
T
- Nie mów głupstw, Lucan - odrzekła lekko. - Po prostu zaniepokoiłam się na myśl,
że kobieta w ciąży mogłaby iść z wioski w taką pogodę.
Lucan jednak pamiętał, że John wspomniał o ciąży żony dopiero pózniej.
- Godne podziwu, że tak się o nią troszczysz - rzucił sucho. - Czyli nie masz nic
przeciwko temu, żeby ją poznać?
- Przecież właśnie powiedziałam, że nie - odrzekła powoli.
Lucan pokiwał głową.
- W takim razie nie będziesz miała mi za złe, że przyjąłem zaproszenie Bartona na
kolację dziś wieczorem.
Lexie udało się zachować obojętny wyraz twarzy, ale zwinęła dłonie w pięści,
mocno wbijając paznokcie w ich wnętrze. Kolacja u Bartonów? Miała coraz większą
pewność, że Cathy Barton to ta sama Cathy Wilson, z którą przyjazniła się przed laty.
- Czy to dobry pomysł, żebyśmy wychodzili w tę pogodę?
Lucan wzruszył ramionami.
- Chyba będziemy musieli to zrobić, jeśli chcemy coś zjeść. W domu są tylko tosty.
- Popatrzył wymownie na pusty talerz stojący przed Lexie. Na talerzu znajdowało się
kilka okruchów.
- Mamy jeszcze wczorajszą zapiekankę - przypomniała mu.
Skrzywił się.
- Wątpię, by była bardzo apetyczna podgrzewana drugi raz.
Lexie miała wrażenie, że podłoga usuwa jej się spod stóp.
- Moglibyśmy jeszcze pójść do pubu w wiosce - ciągnął Lucan. - Chociaż nie wy-
pada tego zrobić, skoro już przyjąłem zaproszenie Johna.
- Może sam pójdziesz? - zaproponowała Lexie. - Ja właściwie nie jestem głodna i
czuję się trochę zmęczona po tym porannym spacerze. Poczytam sobie i położę się wcze-
śniej.
- To chyba dobry pomysł.
W głosie Lucana brzmiało jednak coś, co Lexie uznała za zagrożenie. Popatrzyła
na niego pytająco. Zdawało jej się, że zauważyła błysk humoru w jego ciemnych oczach,
R
L
T
ale ten błysk zaraz zniknął. Czy to możliwe, by Lucan bawił się jej uczuciami? Jeśli tak,
to nie wiedział, co czyni.
- Ty musisz pójść do Bartonów, Lucan. Byłoby bardzo niegrzecznie, gdyby żadne
z nas się nie pokazało, skoro już przyjąłeś to zaproszenie.
Wzruszył ramionami.
- Nigdy mi nie przeszkadzało, że ktoś mnie uważa za niegrzecznego.
- Owszem, ja sama mogę o tym zaświadczyć - wymamrotała z niechęcią.
- Teraz też nie miałbym nic przeciwko temu - ciągnął sucho. - Ale skoro ty sobie
tego nie życzysz...
- Nic podobnego - zapewniła go szybko.
- ...to zadzwonię i odwołam wizytę.
Lexie niecierpliwie potrząsnęła głową.
- Lepiej nie. Cathy pewnie zaczęła już coś dla ciebie przygotowywać.
- Dla nas - podkreślił.
- To ty się liczysz. Ja w końcu jestem tylko nic nieznaczącą asystentką, w dodatku
tymczasową. A ty jesteś lokalną gwiazdą, olśniewającym diukiem Stourbridge.
Lucan potrząsnął głową.
- Nieważne, czy jesteś tymczasową asystentką, czy nie. W żaden sposób nie można
cię uznać za nieistotną, Lexie.
- Przecież wiesz, o co mi chodzi - prychnęła niecierpliwie.
Owszem, doskonale wiedział.
- W tytule diuka Stourbridge też nie ma nic olśniewającego.
- Jak to?
- A tak to - mruknął. Nie miał najmniejszego zamiaru otwierać tej puszki Pandory,
by zaspokoić jej ciekawość. - Mówiłem ci już, że ten tytuł zupełnie mnie nie interesuje.
- Masz prawo używać go albo nie, ale jest jasne, że ludzie tutaj tak o tobie myślą.
Lucan przymrużył oczy.
- A skąd wiesz, co ludzie ze Stourbridge o mnie myślą?
R
L
T
Lexie uświadomiła sobie, że znów się zdradziła. Naprawdę nie szło jej najlepiej.
Coraz bardziej żałowała, że zgodziła się tu przyjechać. Jej przygoda mogła wiele kosz-
tować Premier Personnel.
- Jest jasne, że John Barton cię podziwia. - Wzruszyła ramionami. - Poza tym
wszystkie małe miejscowości lubią plotki.
- Naprawdę?
- Och, przestań się czepiać każdego słowa, Lucan. Gdybyś w ogóle zadał sobie ten
trud, żeby zapytać mnie o zdanie, zanim przyjąłeś zaproszenie Johna, to wiedziałbyś, że
nie jestem w odpowiednim nastroju, by publicznie odgrywać pokorną służącą aroganc-
kiego diuka.
Lucan wziął głęboki oddech, żeby się uspokoić. Dobrze wiedział, że Lexie znów
próbowała go zirytować, przywołując jego tytuł. Nie miał zamiaru dostarczyć jej tej sa-
tysfakcji. Było w jej zachowaniu coś dziwnego; wyczuwał to, choć nie potrafił nazwać.
Może miało to jakiś związek z tym, że rano nie chciała mu powiedzieć, dokąd się wybie-
ra, a także z niechęcią do pójścia na kolację do Bartonów? Ale nie chciała również jeść w
pubie w wiosce, ani dzisiaj, ani poprzedniego dnia.
Był już pewien, że odkąd przybyli do Mulberry Hall, w zachowaniu Lexie pojawiła
się dziwna ostrożność. Popatrzył na nią uważnie.
- A na co masz odpowiedni nastrój?
Lexie drgnęła.
- Mówiłam ci już. Chcę się wcześniej położyć.
- A ja się zgodziłem, że to dobry pomysł.
Zdawało jej się, że się nie poruszył, wciąż stał przy kuchence, ona jednak poczuła
przymus, by cofnąć się o krok i odsunąć od niego. Nerwowo oblizała wyschnięte wargi.
- Nie mam pojęcia, jak zwykle traktujesz swoje asystentki, Lucan, ale mogę cię za-
pewnić...
- Och, to chyba oczywiste. Mój zwykły sposób traktowania asystentek doprowadził
do tego, że ostatnia rzuciła pracę tuż przed Bożym Narodzeniem, nawet mnie o tym nie
zawiadamiając, a ja wczoraj nawet nie pamiętałem, jak jej było na imię.
R
L
T
Owszem, Lexie była coraz bardziej przekonana, że głównym powodem, dla które-
go Jessica Brown porzuciła pracę w St Claire Corporation, było to, że nie udało jej się
wciągnąć Lucana w bliższy związek. Dlaczego więc Lexie przez cały czas miała wraże-
nie, że gdy o nią chodziło, sytuacja wyglądała wręcz przeciwnie i że gdyby okazała Lu-
canowi najmniejszą choćby zachętę, to natychmiast znalazłaby się w jego ramionach i w
jego łóżku? Widziała płomień w jego oczach, gdy obrzucał ją taksującym spojrzeniem od
stóp do głów. Widziała zmysłowy rys w układzie jego ust. Znów stał zbyt blisko, obrzu-
cając ją gorącym spojrzeniem. W ogóle nie zauważyła, kiedy do niej podszedł. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • myszkuj.opx.pl