[ Pobierz całość w formacie PDF ]
musiał to być jakiś potężny czarnoksiężnik, skoro udało mu się tam dostać, ale
nic nie wziął i to jest takie dziwne. Oczywiście wszyscy się boją, że może za tym
stać Sam-Wiesz-Kto.
Harry zamyślił się głęboko. Dostawał gęsiej skórki za każdym razem, kiedy
wspominano Sam-Wiesz-Kogo. Przypuszczał, że to jeden ze skutków znalezienia
się w magicznym świecie, ale czułby się o wiele lepiej, gdyby mógł wypowiadać
słowo Voldemort bez dreszczu strachu.
Której drużynie quidditcha kibicujesz? zapytał Ron.
Ee. . . nie znam żadnej wyznał Harry.
Co? Rona wyraznie zatkało. Och, zobaczysz, to jest najwspanialsza
gra na świecie!
I zaczął opowiadać Harry emu o czterech piłkach, o pozycjach siedmiu gra-
czy, o słynnych meczach, w których brał udział ze swoimi braćmi, i o miotle, którą
chciałby mieć, gdyby miał pieniądze. Wprowadzał właśnie Harry ego w najcie-
kawsze momenty gry, kiedy drzwi przedziału otworzyły się ponownie, ale tym
razem nie stanął w nich właściciel zaginionej ropuchy ani Hermiona Granger.
Weszło trzech chłopców, a jednego z nich Harry rozpoznał od razu: był to ów
blady młodzieniec ze sklepu madame Malkin. Teraz wpatrywał się w Harry ego
z o wiele większym zainteresowaniem niż to, które mu okazał na ulicy Pokątnej.
To prawda? zapytał. W całym pociągu mówią, że w tym przedziale
jest Harry Potter. Więc to ty, tak?
Tak odpowiedział Harry.
Przyglądał się dwóm pozostałym chłopcom. Obaj byli tędzy i mieli paskudne
miny. Wyglądali na goryli bladego chłopca.
Och, to jest Crabbe, a to Goyle rzekł blady chłopiec lekceważącym
tonem, zauważywszy spojrzenie Harry ego.
A ja nazywam siÄ™ Malfoy, Draco Malfoy.
Ron lekko zakasłał, co mogło być próbą zamaskowania śmiechu.
72
Zmieszy cię moje imię, tak? W każdym razie ty nie musisz mi mówić, kim
jesteś. Ojciec mi powiedział, że wszyscy Weasleyowie są rudzi, piegowaci i mają
więcej dzieci niż ich na to stać.
Zwrócił się ponownie do Harry ego.
Wkrótce się przekonasz, Potter, że pewne rodziny czarodziejów są o wie-
le lepsze od innych. Nie warto przyjaznić się z tymi gorszymi. Mogę ci w tym
pomóc.
Wyciągnął do niego rękę, ale Harry jej nie uścisnął.
Dzięki, ale chyba sam potrafię ocenić, kto jest gorszy powiedział chłod-
no.
Draco Malfoy nie spłonął rumieńcem, ale jego blade policzki lekko poróżo-
wiały.
Na twoim miejscu trochę bym uważał wycedził. Jak nie będziesz
troszkę bardziej uprzejmy, może cię spotkać taki sam los jak twoich rodziców. Oni
też nie wiedzieli, kto jest dobry, a kto zły. Zadajesz się z hołotą, jak Weasleyowie
albo ten Hagrid, i możesz mieć kłopoty.
Harry i Ron wstali.
Powtórz to powiedział Ron, a twarz zrobiła mu się prawie tak czerwona
jak włosy.
Bo co, może nam dołożysz? zakpił Malfoy.
Jeśli zaraz nie wyjdziecie. . . zaczął Harry, nie czując się zbyt pewnie,
bo Crabbe i Goyle byli o wiele więksi od niego i Rona.
Ale nam się wcale nie chce wychodzić, prawda, chłopaki? Zjedliśmy już
wszystko, co mieliśmy, a wy, jak widzę, jeszcze coś macie.
Goyle sięgnął po czekoladową żabę, Ron rzucił się w jego kierunku, ale zanim
zdążył go uderzyć, grubas wrzasnął okropnie. Z jego dłoni, zatopiwszy w nią zęby,
zwisał Parszywek. Crabbe i Malfoy cofnęli się gwałtownie, Goyle wymachiwał
Parszywkiem, wyjąc z bólu, a kiedy w końcu szczur oderwał się i pacnął w okno,
wszyscy trzej wypadli z przedziału. Być może myśleli, że między słodyczami czai
się więcej szczurów, a może usłyszeli czyjeś kroki, bo w chwilę pózniej weszła
Hermiona Granger.
Co tu się dzieje? zapytała, patrząc na porozrzucane po podłodze słody-
cze i Rona podnoszÄ…cego Parszywka za ogon.
Chyba go załatwili powiedział Ron do Harry ego. Przyjrzał się uważnie
szczurowi. No nie. . . nie wierzę własnym oczom. . . on po prostu znowu zasnął.
I rzeczywiście tak było.
Spotkałeś już tego Malfoya?
Harry opowiedział mu o spotkaniu na ulicy Pokątnej.
Słyszałem o jego rodzinie powiedział ponuro Ron. Jedni z pierw-
szych przeszli na naszą stronę, kiedy zniknął Sam-Wiesz-Kto. Powiedzieli, że
rzucił na nich urok. Mój tata w to nie wierzy. Mówi, że ojciec Malfoya wcale
73
nie musi się tłumaczyć z tego, że znalazł się po Ciemnej Stronie. Wiesz, swój do
swego.
Nagle zwrócił się do Hermiony. Można ci w czymś pomóc?
Lepiej się pospieszcie i załóżcie szaty, właśnie pytałam konduktora i po-
wiedział mi, że już niedaleko. Biliście się, czy co? Oj, będziecie mieć kłopoty,
zanim tam siÄ™ znajdziemy!
To Parszywek się bił, nie my odrzekł Ron, spoglądając na nią spode łba.
Słuchaj, może byś wyszła, co? Chcemy się przebrać.
No dobra, dobra. . . Przyszłam do was, bo wszyscy zachowują się strasz-
nie dziecinnie, biegają tam i z powrotem po korytarzu powiedziała Hermiona
obrażonym tonem. Wiesz, że masz coś na nosie?
Ron obdarzył ją morderczym spojrzeniem i Hermiona wyszła. Harry wyjrzał
przez okno. Robiło się ciemno. Pod purpurowym niebem widać było dalekie góry
i lasy. Pociąg wcale nie zwalniał. Zdjęli kurtki i nałożyli swoje długie czarne szaty.
Szata Rona była trochę za krótka, widać było spod niej adidasy. Przez korytarz
przetoczył się głos:
Za pięć minut będziemy w Hogwarcie. Proszę zostawić bagaże w pociągu,
zostaną zabrane do szkoły osobno.
Harry poczuł ucisk w brzuchu, a Ron jakby trochę pobladł pod piegami. Na-
pełnili kieszenie resztą słodyczy i dołączyli do tłumu na korytarzu.
Pociąg właśnie zwalniał i w końcu się zatrzymał. Wszyscy pchali się do drzwi,
a pózniej wyskakiwali na wąski, ciemny peron. Harry wzdrygnął się; wieczór był
mrozny. Potem nad głowami uczniów pojawiła się chybocząca lampa i usłyszał
znajomy głos:
Pirszoroczni! Pirszoroczni tutaj! No jak, Harry, w porzÄ…dku?
Znad morza głów wystawała włochata twarz Hagrida.
No, dalej, za mną. . . są jeszcze jacyś pirszoroczni? Patrzyć pod nogi! Pir-
szoroczni za mnÄ…!
Zlizgając się i potykając, ruszyli za Hagridem po czymś, co wyglądało na
stromą, wąską ścieżkę. Po obu stronach było bardzo ciemno, więc Harry pomyślał,
że idą przez jakiś gęsty las. Nikt wiele nie mówił. Neville, chłopiec, który zgubił
ropuchÄ™, kichnÄ…Å‚ raz lub dwa.
Zaraz zobaczycie Hogwart! krzyknÄ…Å‚ Hagrid przez ramiÄ™. Zaraz za
tym zakrętem.
Rozległo się głośne: Oooooch! Wąska ścieżka wyprowadziła ich nagle na
skraj wielkiego czarnego jeziora. Po drugiej stronie, osadzony na wysokiej górze
z rozjarzonymi oknami na tle gwiezdzistego nieba, wznosił się ogromny zamek
z wieloma basztami i wieżyczkami.
Po czterech do łodzi, ani jednego więcej! zawołał Hagrid, wskazując na
flotyllę łódeczek przy brzegu. Harry i Ron weszli do łódki razem z Neville em
i HermionÄ….
74
Wszyscy siedzą? krzyknął Hagrid ze swojej łódki.
No to. . . NAPRZÓD!
I cała flotylla łódek natychmiast pomknęła przez gładką jak zwierciadło taflę
jeziora. Wszyscy zamilkli, gapiąc się na wielki zamek. Piętrzył się nad nimi co-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]