[ Pobierz całość w formacie PDF ]
szczera prawda. Mogę przysiąc. - Pogładził ją po policzku i znowu
pocałował. - Kocham cię - powiedział.
- Ja też cię kocham - odparła. - Wydaje mi się, że od początku tak było.
Niestety, wkrótce pójdziemy różnymi drogami. Ty wyjedziesz do Devon, a
ja... - Azy spłynęły jej po policzkach.
- Nie jadę do Devon.
W pierwszej chwili nie zrozumiała go. Był przecież zadowolony z
nowej posady...
- Czemu? - spytała zaskoczona. - Bardzo ci się tam podobało.
- Owszem, ale twój ojciec zaproponował mi kupno swojego gabinetu i
przyjąłem jego ofertę.
- Naprawdę? - Starała się wyśliznąć z jego ramion i usiąść na łóżku. -
Dom także kupujesz?
- Oczywiście. Twoi rodzice zamieszkają w willi za sadem.
Uświadomiła sobie, że właśnie traci rodzinny dom!
- To wspaniale - odparła wymijająco. Nagle poczuła się bardzo
samotna i całkiem zagubiona. Co to wszystko ma znaczyć?
- Nic więcej nie masz mi do powiedzenia? - spytał.
- Kupujesz mój dom. Czuję się dziwnie, ponieważ w pewnym sensie
go tracę.
- Nie musisz go opuszczać. Chciałabyś nadal tam mieszkać?
- Ja? Kupujesz go dla siebie.
140
RS
- A może dla nas? - odparł niepewnie. - Mogłabyś zostać u nas jako
pediatra. Nie powinnaś rezygnować z pracy.
- O czym ty mówisz? - roześmiała się gorzko. - Nie mam żadnych
szans na sukcesy w tej dziedzinie.
- Nieprawda! Możesz wiele osiągnąć. Nie będę ci przeszkadzać.
Zrozum, nie szukam nowej matki dla Edwarda, bo przecież nie jest sierotą.
Potrzebuję kobiety, która zatroszczy się o mnie i o niego. Nie myśl, że
chodzi mi o swego rodzaju pomoc domową. Co byś powiedziała na
oświadczyny wiejskiego lekarza?
- Słucham? - zapytała oszołomiona.
- Oświadczyny - powtórzył. - Proszę, żebyś za mnie wyszła, i na Boga,
mam nadzieję, że się zgodzisz.
141
RS
ROZDZIAA DZIESITY
Nie wiedziała, czy śmiać się, czy płakać, więc by uniknąć decyzji,
wylewała potoki łez i chichotała jednocześnie.
- Tak! - zawołała wreszcie uszczęśliwiona.
Miała wrażenie, że ogarnia ją fala radości usuwająca wszelkie troski
oraz zwątpienie w przeszłość. Patrick przez chwilę patrzył na nią z
niedowierzaniem, a potem ją objął.
- Dzięki Bogu! - szepnął. - Dzięki Bogu, Connie. Przytuliła go,
westchnęła i z uśmiechem przymknęła oczy.
Unikną rozstania! To było dla niej znacznie ważniejsze niż powrót do
chirurgii.
- Chętnie zaopiekuję się twoim synem - powiedziała, odsuwając się
nieco, by spojrzeć mu w oczy. Było zupełnie ciemno, więc zapaliła nocną
lampkę i przytuliła się do Patricka. - To zadziwiające. Wszystko jest teraz
inaczej - dodała. - Przed kilkoma godzinami siedziałam tu przygnębiona, bo
miałeś wyjechać do Devon, a teraz czeka mnie ślub. Nie masz pojęcia, jak
wiele się zmieniło. Przestałam się nagle przejmować stanem mojej ręki. To
nieważne, czy odzyska pełną sprawność, i tak dam sobie radę. Mogę zostać
z tobą i Edwardem, więc czego mi więcej trzeba?
- Jesteś ambitna - odparł, całkiem zbity z tropu.
- Czyżby? - rzuciła ironicznie. - Zawodowe ambicje niełatwo
urzeczywistnić. Mój przykład dowodzi, że można niespodziewanie doznać
porażki. W życiu liczy się coś innego.
- Nie wrócisz do pracy?
142
RS
- Może kiedyś... Bardzo chętnie zajmę się pediatrią, gdyby potrzebne
nam były pieniądze, ale nie muszę tego robić, bo mam poczucie misji -
odparła, głaszcząc jego skórę! - Najchętniej postarałabym się o rodzeństwo
dla Edwarda. Przydałoby mu się towarzystwo. Co o tym myślisz?
- Chcesz spróbować?
Spojrzała mu w oczy i oboje wybuchnęli śmiechem. Spoważnieli, gdy
ogarnęło ich pożądanie.
- Oczywiście - przytaknęła cicho. - Masz lepszy pomysł?
- Raczej nie. Chodz do mnie. Zmarzłaś, prawda? Muszę cię rozgrzać.
Chłód nie sprzyja miłości. - Objął ją mocno, pocałował bez pośpiechu i
odgarnął do tyłu jej włosy. - Kocham cię - szepnął. - Chciałem ci o tym
powiedzieć.
- Rozumiem - odparła. - Widzę to w twoich oczach. Tego się nie da
ukryć. Kiedy przychodzą ważne chwile, czytam w twojej twarzy jak w
otwartej księdze. Nawet w ciemnościach widziałabym, co do mnie czujesz.
Roześmiał się cicho i znów ją przytulił.
- Connie, nie chcę mieć przed tobą żadnych sekretów. Chcę tylko być
z tobą i trzymać cię w ramionach.
- Doskonale się składa, bo ja marzę o tym samym...
- Czy rano wrócisz ze mną do domu? - spytał nieco pózniej, gdy znów
byli w stanie mówić.
Pokręciła głową. Siedzieli po turecku na kanapie, twarzami zwróceni
ku sobie, a między nimi stała taca z chińskim jedzeniem; karmili się
nawzajem kawałkami kurczaka i makaronem. Okropnie przy tym nabrudzili,
ale zabawa była świetna.
- Dlaczego? - spytał.
143
RS
- Mam tu do załatwienia kilka spraw. Powinnam zapłacić czynsz,
złożyć prośbę o zwolnienie i porozmawiać z szefem. Muszę uporządkować
swoje życie. Nie łudz się, że szybko wrócę.
Patrick skinął głową. Przyjął do wiadomości jej argumenty, ale
wiedział, że czekają go trudne chwile, ponieważ będzie tęsknił.
- Ile czasu na to potrzebujesz? - spytał.
- Kilka dni. Możesz przyjechać po mnie w sobotę?
- Zgoda. Daj mi tę papryczkę.
- Proszę bardzo.
- Cala przyjemność po mojej stronie.
Upuszczone niechcący warzywo spadło na kanapę. Patrick sięgnął po
nie i wrzucił sobie do ust.
- Czy zdołasz się sama spakować?
- Chyba tak. - W zamyśleniu przychyliła głowę na bok.
- Gdybym miała jakieś trudności, znajdzie się cichy wielbiciel, który
mnie wyręczy.
Obrzucił ją badawczym spojrzeniem. Nie zapytał ani razu, czy jest z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]