• Index
  • 01.Anderson_Caroline_Szczescie_pod_choinka_Zatoka_goracych_serc_
  • Anderson Caroline Medical Duo 473 PowrĂłt buntownika
  • 473. Anderson Caroline PowrĂłt buntownika
  • Anderson Kevin J. Moesta R. Władcy mocy (mandragora76)
  • Anderson Joan Wester Anielskie drogi
  • GRD1020.Anderson_Sarah_M_Mroczna_namietnosc
  • Anderson Caroline Związek na cale zycie
  • Andersen Nexo Martin Matka
  • M147. Anderson Caroline Bliski
  • Swami_Krishnananda The_Philosophy_of_Religion
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • nela2809.opx.pl
  • [ Pobierz całość w formacie PDF ]

    Położył jej rękę na ramieniu.
    - Boisz się ciemności?
    - Nie.
    - Masz klaustrofobię?
    - Nie!
    R
    L
    T
    - To się uspokój. Wezwę kogoś, żeby nas uwolnił. - Wyjął komórkę. - Nie
    ma zasięgu...
    Tego było już za wiele. Nie, nie wpadła w panikę, po prostu nie miała czasu
    na takie rzeczy. Poza tym, gdyby im przyszło spędzić tam całą noc, nikt by nie
    zauważył ich nieobecności. Nawet Dinah. Siostra snułaby domysły... Na myśl o
    nich Angela zaczęła tłuc pięściami w drzwi.
    - Pomocy! Niech nas ktoś uwolni! Jesteśmy w magazynku. Wypuście nas!
    Pół godziny pózniej mimo jej obolałych pięści i zdartego gardła w dalszym
    ciągu siedzieli w pułapce.
    - Masz jakiś pomysł? - zapytała, osuwając się obok Marka na podłogę.
    - Trzeba czekać.
    - Też mi rada!
    - Jak mi dasz jakieś narzędzia, to mogę spróbować zdjąć drzwi z zawiasów.
    Chyba że zawiasy też są na zewnątrz.
    - To jest jakieś rozwiązanie. Ale nie ma narzędzi. Parsknęła gniewnie. - Po
    szóstej, już wszyscy wyszli.
    - Na pewno ktoś sobie o tobie przypomni, jak nie przyjedziesz po Sarah. I
    zaczną cię szukać. Na razie nie pozostaje nam nic innego, jak się zrelaksować.
    Odpocząć, może zdrzemnąć. Podejrzewam, że ty nigdy nie ucinasz sobie drzem-
    ki.
    - Nie chcę ucinać sobie drzemki!
    - Rób, jak chcesz. Ale tu jest za mało miejsca, żebyś mogła chodzić jak ty-
    grys w klatce. Jak nie masz jakiegoś magicznego pomysłu na kolację, jesteś ska-
    zana na bezczynność.
    R
    L
    T
    Sięgnęła na półkę po paczkę precelków i nią w niego cisnęła.
    - Kolacja podana - mruknęła. - Smacznego.
    Gdyby nie to, że podłoga była twarda, a towarzyszka nietowarzyska, sytuacja
    nie byłaby taka zła, ale bolał go krzyż od dzwigania ciężarów, a zimny beton pod
    siedzeniem dodatkowo pogarszał mu nastrój. Na dokładkę Angela od godziny
    siedziała w odległym kącie i tylko od czasu do czasu ciężko wzdychała.
    Było jeszcze coś... Od tygodnia nie miał kontaktu z pacjentami i czuł, że mu
    tego brakuje. Owszem, zamierzał rozstać się z leczeniem, więc tęsknota za od-
    działem zaskoczyła go tym bardziej.
    - Kiedy? - zapytał.
    - Co kiedy?
    - Kiedy Dinah albo Eric zaczną się niepokoić? Koło siódmej.
    - To już niedługo. Jest trochę po siódmej, więc na pewno wkrótce zaczną cię
    poszukiwać.
    - Rano. O siódmej rano.
    - %7łartujesz.
    - Chciałabym, ale to prawda. - Nie miała najmniej szych wątpliwości, jak Di-
    nah zinterpretuje ich nieobecność. - Sarah u nich nocuje, więc...
    - Więc jeśli nie uwolni nas jakaś biała dama nawiedzająca ten przybytek,
    przesiedzimy tu całą noc.
    - Calutką.
    R
    L
    T
    - Mogło być gorzej.
    - Jak to?
    - Moglibyśmy uwięznąć w jaskini albo gdzieś w śniegu. Spędziłem kilka ta-
    kich koszmarnych nocy ni bardzo świeżym powietrzu. W niewyobrażalnych wa-
    runkach. Tutaj mamy precle. - Zaszeleścił opakowaniem. - Jak znajdę wodę, bę-
    dziemy mieli kolację.
    - Chyba wolę, jak jesteś nadęty - mruknęła. - B( wtedy przynajmniej wiem,
    czego się spodziewać. Sprawiasz wrażenie... zadowolonego. Jakbyś to zaplano-
    wał.
    - W trakcie szkoleń zawsze podkreślam, że w trudnych sytuacjach trzeba ro-
    bić dobrą minę do złej gry Marudzenie, nerwowe chodzenie, zamartwianie się...
    to wyczerpuje. Jak się człowiek przejmuje niesprzyjający mi okolicznościami, to
    się rozprasza, a podczas akcji ratunkowej to niedopuszczalne. Nie ma od tego
    żadnych wyjątków.
    - Potrafisz trzezwo myśleć w trudnej sytuacji? O puszczasz się z jakiejś ścia-
    ny i nagle gdzieś utkniesz wisisz i ani do góry, ani na dół, do ziemi daleko, a
    szczyt | ginie w chmurach. Możesz z ręką na sercu powiedzieć, ! że taka sytuacja
    nie wytrąca cię z równowagi?
    - Mam ci zrobić wykład na ten temat? Będzie krótki i rzeczowy. To, co po-
    wiem, ratuje człowiekowi życie.
    - Byłeś w takiej dramatycznej sytuacji?
    - Raz.
    - I nie spanikowałeś.
    - Wiedziałem, co robię.
    R
    L
    T
    - Więc poproszę o ten wykład. O tym, jak utknąłeś na ścianie i zachowałeś
    zimną krew.
    - Na początek uwaga o sprzęcie. Wspinając się, używam przyrządu asekura-
    cyjnego ATC, nazywam go kontrolerem ruchu powietrznego. Jest idealny do wy-
    bierania i wydawania liny podczas asekuracji, nie ma ruchomych części, jest lek-
    ki, tani oraz bezpieczny, jeśli się wie, jak go używać.
    - O co chodzi z tą asekuracją?
    - To różne techniki, które zabezpieczają wspinacza przed skutkami odpadnię-
    cia od ściany.
    - Słusznie.
    - Zwłaszcza jak się odpadnie.
    - Odpadłeś kiedyś?
    - Owszem. Leciałem z wysoka i było to bolesne.
    - Zdaje się, że nie rozmawiamy o wspinaczce -mruknęła.
    - Hm, wspinaczka jako alegoria życia? Człowiek walczy, żeby osiągnąć
    szczyt, a jak już się tam dostanie, to ma nadzieję, że nie spadnie. Jedno potknię-
    cie...
    - Mówisz jak prawdziwy cynik... o życiu, nie o wspinaczce.
    Westchnął głośno.
    - To nie cynizm, tylko doświadczenie. Wspinaczka! jest bardziej przewidy-
    walna. Jak w górach trzymasz siej zasad, masz duże szanse, a jak w życiu trzy-
    masz się; zasad... to nigdy nie wiadomo, co cię spotka.
    R
    L
    T
    - I dlatego rezygnujesz z medycyny? Bo życie jesti nieprzewidywalne?
    - Można to i tak ująć.
    - Ale jesteś świetnym lekarzem. Eric i Neil nie mogą się ciebie nachwalić.
    Tak jak zająłeś się Sarah po tej lawinie...
    - Nic jej nie było - wszedł jej w słowo. - Za każdym' razem, kiedy przywozi-
    łaś ją na oddział.
    - Masz rację. Ale przypomnij sobie, jaką wykazałeś cierpliwość wobec jej
    przerażonej matki.
    - Jesteś po prostu dobrą matką. Pracowałem kiedyś w jednym z największych
    szpitali w Kalifornii i nieraz miałem do czynienia ze złymi matkami. Takimi,
    którym dzieci przeszkadzały, które nie dbały o ich zdrowie albo w ogóle je za-
    niedbywały. Nie mogę mieć za złe matce, która przychodzi z dzieckiem do leka-
    rza częściej niż to konieczne.
    - I dlatego chcesz rzucić medycynę? Wypaliłeś się z powodu zła, które tam
    widziałeś?
    - Nie, bo zajmowałem się kimś, kto wymagał pomocy. Lubię to. Muszę roz-
    stać się z medycyną, bo wykazałem się karygodnym brakiem rozeznania i za-
    biłem teścia.
    Angela wstrzymała oddech.
    - Domyślam się, że to nie koniec tej historii - powiedziała po chwili.
    - Nie ma żadnej historii. Wracaliśmy z bankietu wydanego na jego cześć. Był
    cenionym i kochanym kardiochirurgiem. Wtedy lekko wstawionym. Wiozłem
    jego i moją żonę. Nie byłem w lepszym stanie niż on. Nie piłem, ale byłem po
    bardzo ciężkim dyżurze. Ledwie trzymałem się na nogach. Nie chciałem jechać z
    nimi na to przyjęcie, ale... pojechałem. Rozsądek mnie zawiódł.
    R
    L
    T
    Kiedy przyszło wracać do domu, zorientowałem się, że teść nie może prowa-
    dzić, a moja żona... Lubiła wygody, a ja się nie sprzeciwiałem. Dla świętego
    spokoju. Tego wieczoru była zmęczona, więc usiadłem za kierownicą. Nie zasną-
    łem, ale walczyłem z sennością.
    Miałem spowolniony czas reakcji. Tamten kierowca zignorował znak stopu i
    uderzył w bok naszego samochodu. Być może gdybym był w lepszej formie, to- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • myszkuj.opx.pl
  • Wątki