[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Położył jej rękę na ramieniu.
- Boisz się ciemności?
- Nie.
- Masz klaustrofobię?
- Nie!
R
L
T
- To się uspokój. Wezwę kogoś, żeby nas uwolnił. - Wyjął komórkę. - Nie
ma zasięgu...
Tego było już za wiele. Nie, nie wpadła w panikę, po prostu nie miała czasu
na takie rzeczy. Poza tym, gdyby im przyszło spędzić tam całą noc, nikt by nie
zauważył ich nieobecności. Nawet Dinah. Siostra snułaby domysły... Na myśl o
nich Angela zaczęła tłuc pięściami w drzwi.
- Pomocy! Niech nas ktoś uwolni! Jesteśmy w magazynku. Wypuście nas!
Pół godziny pózniej mimo jej obolałych pięści i zdartego gardła w dalszym
ciągu siedzieli w pułapce.
- Masz jakiś pomysł? - zapytała, osuwając się obok Marka na podłogę.
- Trzeba czekać.
- Też mi rada!
- Jak mi dasz jakieś narzędzia, to mogę spróbować zdjąć drzwi z zawiasów.
Chyba że zawiasy też są na zewnątrz.
- To jest jakieś rozwiązanie. Ale nie ma narzędzi. Parsknęła gniewnie. - Po
szóstej, już wszyscy wyszli.
- Na pewno ktoś sobie o tobie przypomni, jak nie przyjedziesz po Sarah. I
zaczną cię szukać. Na razie nie pozostaje nam nic innego, jak się zrelaksować.
Odpocząć, może zdrzemnąć. Podejrzewam, że ty nigdy nie ucinasz sobie drzem-
ki.
- Nie chcę ucinać sobie drzemki!
- Rób, jak chcesz. Ale tu jest za mało miejsca, żebyś mogła chodzić jak ty-
grys w klatce. Jak nie masz jakiegoś magicznego pomysłu na kolację, jesteś ska-
zana na bezczynność.
R
L
T
Sięgnęła na półkę po paczkę precelków i nią w niego cisnęła.
- Kolacja podana - mruknęła. - Smacznego.
Gdyby nie to, że podłoga była twarda, a towarzyszka nietowarzyska, sytuacja
nie byłaby taka zła, ale bolał go krzyż od dzwigania ciężarów, a zimny beton pod
siedzeniem dodatkowo pogarszał mu nastrój. Na dokładkę Angela od godziny
siedziała w odległym kącie i tylko od czasu do czasu ciężko wzdychała.
Było jeszcze coś... Od tygodnia nie miał kontaktu z pacjentami i czuł, że mu
tego brakuje. Owszem, zamierzał rozstać się z leczeniem, więc tęsknota za od-
działem zaskoczyła go tym bardziej.
- Kiedy? - zapytał.
- Co kiedy?
- Kiedy Dinah albo Eric zaczną się niepokoić? Koło siódmej.
- To już niedługo. Jest trochę po siódmej, więc na pewno wkrótce zaczną cię
poszukiwać.
- Rano. O siódmej rano.
- %7łartujesz.
- Chciałabym, ale to prawda. - Nie miała najmniej szych wątpliwości, jak Di-
nah zinterpretuje ich nieobecność. - Sarah u nich nocuje, więc...
- Więc jeśli nie uwolni nas jakaś biała dama nawiedzająca ten przybytek,
przesiedzimy tu całą noc.
- Calutką.
R
L
T
- Mogło być gorzej.
- Jak to?
- Moglibyśmy uwięznąć w jaskini albo gdzieś w śniegu. Spędziłem kilka ta-
kich koszmarnych nocy ni bardzo świeżym powietrzu. W niewyobrażalnych wa-
runkach. Tutaj mamy precle. - Zaszeleścił opakowaniem. - Jak znajdę wodę, bę-
dziemy mieli kolację.
- Chyba wolę, jak jesteś nadęty - mruknęła. - B( wtedy przynajmniej wiem,
czego się spodziewać. Sprawiasz wrażenie... zadowolonego. Jakbyś to zaplano-
wał.
- W trakcie szkoleń zawsze podkreślam, że w trudnych sytuacjach trzeba ro-
bić dobrą minę do złej gry Marudzenie, nerwowe chodzenie, zamartwianie się...
to wyczerpuje. Jak się człowiek przejmuje niesprzyjający mi okolicznościami, to
się rozprasza, a podczas akcji ratunkowej to niedopuszczalne. Nie ma od tego
żadnych wyjątków.
- Potrafisz trzezwo myśleć w trudnej sytuacji? O puszczasz się z jakiejś ścia-
ny i nagle gdzieś utkniesz wisisz i ani do góry, ani na dół, do ziemi daleko, a
szczyt | ginie w chmurach. Możesz z ręką na sercu powiedzieć, ! że taka sytuacja
nie wytrąca cię z równowagi?
- Mam ci zrobić wykład na ten temat? Będzie krótki i rzeczowy. To, co po-
wiem, ratuje człowiekowi życie.
- Byłeś w takiej dramatycznej sytuacji?
- Raz.
- I nie spanikowałeś.
- Wiedziałem, co robię.
R
L
T
- Więc poproszę o ten wykład. O tym, jak utknąłeś na ścianie i zachowałeś
zimną krew.
- Na początek uwaga o sprzęcie. Wspinając się, używam przyrządu asekura-
cyjnego ATC, nazywam go kontrolerem ruchu powietrznego. Jest idealny do wy-
bierania i wydawania liny podczas asekuracji, nie ma ruchomych części, jest lek-
ki, tani oraz bezpieczny, jeśli się wie, jak go używać.
- O co chodzi z tą asekuracją?
- To różne techniki, które zabezpieczają wspinacza przed skutkami odpadnię-
cia od ściany.
- Słusznie.
- Zwłaszcza jak się odpadnie.
- Odpadłeś kiedyś?
- Owszem. Leciałem z wysoka i było to bolesne.
- Zdaje się, że nie rozmawiamy o wspinaczce -mruknęła.
- Hm, wspinaczka jako alegoria życia? Człowiek walczy, żeby osiągnąć
szczyt, a jak już się tam dostanie, to ma nadzieję, że nie spadnie. Jedno potknię-
cie...
- Mówisz jak prawdziwy cynik... o życiu, nie o wspinaczce.
Westchnął głośno.
- To nie cynizm, tylko doświadczenie. Wspinaczka! jest bardziej przewidy-
walna. Jak w górach trzymasz siej zasad, masz duże szanse, a jak w życiu trzy-
masz się; zasad... to nigdy nie wiadomo, co cię spotka.
R
L
T
- I dlatego rezygnujesz z medycyny? Bo życie jesti nieprzewidywalne?
- Można to i tak ująć.
- Ale jesteś świetnym lekarzem. Eric i Neil nie mogą się ciebie nachwalić.
Tak jak zająłeś się Sarah po tej lawinie...
- Nic jej nie było - wszedł jej w słowo. - Za każdym' razem, kiedy przywozi-
łaś ją na oddział.
- Masz rację. Ale przypomnij sobie, jaką wykazałeś cierpliwość wobec jej
przerażonej matki.
- Jesteś po prostu dobrą matką. Pracowałem kiedyś w jednym z największych
szpitali w Kalifornii i nieraz miałem do czynienia ze złymi matkami. Takimi,
którym dzieci przeszkadzały, które nie dbały o ich zdrowie albo w ogóle je za-
niedbywały. Nie mogę mieć za złe matce, która przychodzi z dzieckiem do leka-
rza częściej niż to konieczne.
- I dlatego chcesz rzucić medycynę? Wypaliłeś się z powodu zła, które tam
widziałeś?
- Nie, bo zajmowałem się kimś, kto wymagał pomocy. Lubię to. Muszę roz-
stać się z medycyną, bo wykazałem się karygodnym brakiem rozeznania i za-
biłem teścia.
Angela wstrzymała oddech.
- Domyślam się, że to nie koniec tej historii - powiedziała po chwili.
- Nie ma żadnej historii. Wracaliśmy z bankietu wydanego na jego cześć. Był
cenionym i kochanym kardiochirurgiem. Wtedy lekko wstawionym. Wiozłem
jego i moją żonę. Nie byłem w lepszym stanie niż on. Nie piłem, ale byłem po
bardzo ciężkim dyżurze. Ledwie trzymałem się na nogach. Nie chciałem jechać z
nimi na to przyjęcie, ale... pojechałem. Rozsądek mnie zawiódł.
R
L
T
Kiedy przyszło wracać do domu, zorientowałem się, że teść nie może prowa-
dzić, a moja żona... Lubiła wygody, a ja się nie sprzeciwiałem. Dla świętego
spokoju. Tego wieczoru była zmęczona, więc usiadłem za kierownicą. Nie zasną-
łem, ale walczyłem z sennością.
Miałem spowolniony czas reakcji. Tamten kierowca zignorował znak stopu i
uderzył w bok naszego samochodu. Być może gdybym był w lepszej formie, to-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]